Reklama

Złoczyńcy, bójcie się! On wrócił

Mój nowy program jest lustrem przestępczości - mówi Michał Fajbusiewicz. - Pokazuje brutalną rzeczywistość. Czy wytrawny tropiciel kryminalistów pomoże policji ich schwytać?

Jak to się stało, że do tytułu "997" doszlusowało pana nazwisko?

Michał Fajbusiewicz: Miałem przez rok swój program w Internecie - 'Fajbusiewicz na tropie'. Połączyłem dwa tytuły w jeden, żeby się jednoznacznie kojarzył.

Odczuwał pan tremę przed powrotem programu na ekran po 3 latach przerwy? W końcu Internet to jednak nie to samo...

- To nie była trema. To raczej podnieta, ciekawość, czy to się sprawdzi. Okazuje się, że mam jeszcze spore grono fanów, którzy czekali na powrót tego programu. Jestem w takim wieku, że nie powinienem się sprawdzać, bo zamknąłem już pewien etap w swoim życiu, ale jest to bardzo ciekawe wyzwanie. Nie chcę używać wielkich słów, ale robię jeden z nielicznych magazynów kryminalnych, które są społecznie użyteczne. Przedstawiam sprawy prawdziwe, szarą, choć brutalną rzeczywistość - ten program jest więc jakby lustrem naszej przestępczości.

Reklama

Czy w studiu nie będzie dyskusji i analiz ekspertów?

- Nie mówiłem, że nie będzie ekspertów. Nagrywamy ich komentarze w terenie, na żywym planie - w jednym odcinku więc są, w innym nie.

Czy zaczynając przygodę z programem śledczym uważał pan, że ściganie przestępców jest misją?

- Właściwie moje początki w '997' to był trochę przypadek. Realizowałem w Dwójce 'Stan krytyczny' i w nim poruszałem naprawdę ekstremalne tematy: narkomanię, prostytucję, zabójstwa. Po jego zniknięciu z anteny zacząłem pracować nad magazynem kryminalnym i wtedy pojawiła się koncepcja zajęcia się sprawami niewykrytymi. Nie mieliśmy łatwego startu, bo trudności nie pojawiły się ze strony telewizji, tylko milicji.

Jak to?!

- Milicja nie ma niewykrytych spraw! To był 1986 rok. Uważali, że ich ośmieszę. Ale okazało się to strzałem w dziesiątkę. Inna sprawa, że byliśmy bardzo skuteczni.

Ogląda pan jakieś programy o tematyce kryminalnej? A może lubi pan czytać kryminały?

- Dla zachowania higieny psychicznej nie oglądam takich programów ani filmów, i nie czytam kryminałów. Tyle okropności się dzieje, że w wolnym czasie chcę od tego odpocząć.

Ale wie pan, że akcja "Komisarza Aleksa" ma miejsce w Łodzi, z której pan pochodzi?

- Oczywiście, wiem (śmiech). Nawet kilku moich współpracowników przy nim pracuje.

Nigdy pan się nie obawiał, że narazi się pan przestępcom? Grożono kiedyś panu?

- Były takie sytuacje, ale dopiero w latach 90., gdy powstała u nas zorganizowana przestępczość. Miałem często sygnały z Komendy Głównej, żebym odstąpił od niektórych tematów, bo mi grożą.

Pana wielką pasją są podróże. Może pan coś opowiedzieć o takiej, która mocno zapadła panu w pamięć? Może... najbardziej tragiczna?

- To było w Kaszmirze, mieszkaliśmy w górach. Pewnej nocy zeszła lawina błotna. To się zdarzyło po raz pierwszy od 50 lat. Ewakuowano nas, ale w wiosce, w której spaliśmy, zginęło 70 osób, a w sumie na tym terenie ponad 700! Nie najlepiej wspominam też wyprawę do dorzecza Amazonki. Bez przerwy padało, panowała nieprawdopodobna wilgotność! Natomiast pozytywnie zaskoczyła mnie Patagonia - to jedno z najcudowniejszych miejsc na świecie.

Rozmawiała Katarzyna Sobkowicz.

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Telemax
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy