Zdąży jeszcze przytulić syna...
Będą łzy i wielkie emocje! Zanim jednak Ksawery przegra z nieuleczalną chorobą, razem z Kasią wyznają sobie miłość. Zostanie też pełnoprawnym ojcem synka ukochanej, który się akurat urodzi. Wzruszony zostawi im hojny prezent.
Jest pan zadowolony z ostatniej sceny w "Barwach szczęścia" z pana udziałem?
Sebastian Cybulski: - Gdy postanowiłem podziękować producentom za współpracę, umówiłem się na rozmowę z Iloną Łepkowską. Bez problemu doszliśmy do porozumienia. Potem spotkałem się z Pawłem Jurkiem, wiodącym scenarzystą, który zaproponował mi, jak może zakończyć się wątek Ksawerego.
- Spodobało mi się, że ponownie zejdą się drogi jego i Kasi. Jestem wdzięczny twórcom serialu, że wątek mojego bohatera nie został zamieciony pod dywan. Śmierć, jakkolwiek to brzmi, dała scenarzystom dodatkowe możliwości. Cieszę się, że uniknęliśmy sytuacji, w której Ksawery wróci za jakiś czas z inną twarzą.
Takie pożegnanie spodoba się telewidzom?
- Nie jest to taki typowy schemat, w którym Ksawery na łożu śmierci wyznaje miłość Kasi. Staraliśmy się, żeby ta scena miała napięcie, odpowiedni wydźwięk. Zależało nam, by było bardziej w duchu Romea i Julii, niż np. siedmiotysięcznego odcinka 'Mody na sukces'. Nie chcieliśmy też popaść w patos i cierpienie, ani bagatelizować umierania.
Czy po sześciu latach będzie pan tęsknić do serialu, w którym zaczynał pan jako aktor?
- Ostatniego dnia przyniosłem tort, podziękowałem wszystkim za współpracę, życie toczy się dalej. Gdy zaczynaliśmy zdjęcia, stresowałem się pracą z moim dziekanem Bronisławem Wrocławskim (Jerzy Marczak) czy Dorotą Kolak (Anna Marczak), aktorami, których cenię. Nie wiedziałem, jak mam się do nich zwracać, jak się zachowywać w ich towarzystwie.
- Ta szkoła życia dała mi w kość, ale przyniosła też wiele korzyści. Teraz gram w kilku teatrach i brakuje mi czasu na refleksje. Jest takie rosyjskie powiedzenie - kto nie ryzykuje, nie pije szampana. Zaryzykowałem. Będę jednak zaglądał na plan, żeby zobaczyć, co dzieje się u Ksawerego juniora i Kaśki.
Na planie serialu poznał pan też swoją dziewczynę, Malwinę Buss.
- Poznaliśmy się wcześniej. Na planie 'Barw szczęścia' gdy Malwina grała Natalię Zwoleńską, nasze wątki nie były powiązane. Połączyły się później, gdy zdecydowała się odejść z serialu, a jej miejsce zajęła Marysia Dejmek. To dobrze, bo nie można mieszać spraw zawodowych z prywatnością.
Rozmawiał Kuba Zajkowski.