Reklama

"Zawsze byłam dość wredna"

Każdy wie, kim jest Elżbieta Zapendowska. W szkole nazywano ją "diabłem wcielonym" lub "dopustem bożym". Mówi o sobie, że jest niespełnioną aktorką, pokaraną przez los rolą nauczycielki. Jak naprawdę jest jurorka programu "Must be the music"?

Elżbieta Zapendowska to nauczycielka śpiewu i krytyk muzyczny. Do niedawna mieszkanka Opola i Warszawy, dziś właścicielka domu na wsi, hektara łąki, stawu i dwóch kotów. Posiadaczka jednej dorosłej córki, dwóch byłych mężów, życiowego partnera, złego wzroku i znakomitego słuchu.

Kochana i nienawidzona przez gwiazdy i gwiazdeczki. Uwielbiana przez zwykłych śmiertelników czyli widzów programów muzycznych. Znaki szczególne - cięty język, patologiczna szczerość i poczucie humoru.

Oto co powiedziała w rozmowie z Martą Grzywacz z RMF FM.

Reklama

RMF FM: Wystartowała druga edycja "Must be the music". Dobrze, że tak wcześnie czy źle?

- Ja byłam za tym żeby odczekać pół roku, bo na rynku jest dużo programów muzycznych i rynek jest przetrzebiony. Ale bardzo lubię ten program, bo on różni się od innych tym, ze uczestnik może wystąpić z własnym utworem. Bardzo liczymy na to, że pojawią się osoby kreatywne, z wymyślonym przez siebie repertuarem, wyraziste.

Dziś nie tylko uczestnicy muszą być wyraziści, ale też jurorzy...

- Ja jestem jaka jestem. Niewiele się już zmienię. Zawsze byłam dość wredna dla potencjalnych talentów, bo uważałam, że trzeba mieć twardy tyłek, żeby się pchać do takich programów. Osoba o wątłej psychice nie da sobie rady. Dlatego mówię prawdę od początku. Niech wiedzą, jak to jest w życiu.

Czy pomiędzy wami jurorami rzeczywiście istnieją animozje, czy to tylko plotki?

- Na pewno istnieją. Jesteśmy czwórką ludzi kompletnie różniących się wykształceniem, środowiskiem i ulubionymi gatunkami muzycznymi. Ja nigdy nie byłam fanką rocka, wychowywałam się na zupełnie innej muzyce. Na początku na klasycznej, potem na literackiej, potem na jazzowej, wszystko zależało od tego jakie inspiracje pojawiały się wokół.

- Pochodzę z rodziny, w której jest bardzo wielu muzyków. Moi 4 starsi kuzyni i brat - wszyscy są muzykami. Każdy przynosił co innego do domu, inne płyty, inne dźwięki. Ja, jako najmłodsza, byłam pod wpływem moich cudownych kuzynów i brata, którzy mnie inspirowali, zachęcali, którzy mi pokazywali świat. Byłam dumna, że się otaczam takimi pięknymi mężczyznami, którzy grają na skrzypcach, na fortepianie. A na przykład Kora jest rockową wokalistką, która brzydzi się polskim jazzem, więc trudno, żebyśmy miały jednakowe zdanie. Ważne jest to, żeby nie skakać sobie do gardła.

Z jednej strony Zapendowska - Kora, z drugiej Zapendowska - Sztaba i Łozo - z zupełnie innej bajki.

- Wojtka Łozowskiego poznałam parę lat temu, bo kolejny mój kuzyn ma syna, który jest pianistą w zespole Łoza. Kiedy byli małolatami, przed maturą chyba, przyjechałam do kuzyna, oni przyszli i całą grupą biesiadowaliśmy przy stole. Nie miałam pojęcia, że kiedyś będziemy razem pracować. Łozo jest najmłodszy i dzięki temu wprowadza element cudownego wariactwa. Młodość ma swoje prawa i głupoty, na które trzeba patrzeć z uwielbieniem.

- Z kolei z Adamem łączą mnie wspólne losy. Zaczynaliśmy razem w Teatrze Buffo, gdzie Adam był nadwornym pianistą. Potem razem pracowaliśmy u Maryli, potem w szkole teatralnej, gdzie naszą uczennicą była Agata Buzek. Lubiliśmy ze sobą pracować. Dlatego z Adamem jestem najbliżej emocjonalnie i gustowo. Bardzo go też szanuję jako człowieka bo to fajny facet. Można na nim polegać, co jest dzisiaj rzadkością. Poza tym nie męczymy się ze sobą. Mamy fajny przelot. Nie wiem czy on mnie odbiera tak jak ja jego, ale skoro mnie zaprasza na swoje urodziny i balangi domowe to chyba nie jest źle?

Zespół Enej, laureat pierwszej edycji programu, wygrywa wszystkie plebiscyty popularności, ale czy polska publiczność zachwyci się tą grupą na dłużej?

- Zespoły, które czerpią z "ludowizny" z reguły mają krótki żywot, bo taka muzyka szybko się nudzi. Kiedyś bracia Golcowie powiedzieli mi: na góralszczyznę przyszła moda i będzie trwała dwa lata. I tyle wykorzystamy. Są na rynku muzycznym już 10 lat i świetnie sobie radzą. Więc Polska jest dziwnym krajem. Mnie się w Eneju podoba to, że oni łączą kultury.

- My Polacy wstydzimy się swoich wschodnich korzeni i "małpimy" wszystko co amerykańskie. Ja sobie wyobrażam jak ci Amerykanie muszą się z tego śmiać. Jeśli naśladujemy Raya Charlesa czy Whitney Houston to wychodzi karykaturalnie. A Enej sięgnął do korzeni i takiego zespołu jak oni nie ma na rynku.

Cały wywiad z Elżbietą Zapendowską możecie przeczytać na stronach RMF FM! Kliknij po więcej!

INTERIA/RMF
Dowiedz się więcej na temat: Elżbieta Zapendowska | Must be the Music
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy