Z Natalią Siwiec było najfajniej
Miał być... ginekologiem lub okulistą. Bilguun Ariunbaatar odkrył w sobie jednak zupełnie inne talenty. Teraz podróżuje po miastach i miasteczkach, goszcząc u przypadkowo spotkanych ludzi.
Ludzie, do których trafiają, goszczą ekipę programu wedle zasady: "Czym chata bogata..."
- Najfajniejsze jest to, że podczas tych podróży coraz bardziej się "spolszczam" - przyznaje Bilguun Ariunbaatar.
Najpierw spał pan z gwiazdami...
- Tak, spałem! Było super! Z Natalią Siwiec było najfajniej. Ale chcę być dyskretny.
Teraz puka pan do drzwi Polaków razem z ekipą programu "Puk, puk, to my!" Według jakiego klucza wybieracie odwiedzane miejscowości?
- Wybieramy je ze względu na lokalne imprezy - święto miasta, turniej sołtysów. Ostatnio byliśmy w Korycinie - gdzie odbywało się właśnie święto truskawki. Uzbierałem dwie łubianki. Planujemy też odwiedzić m.in. Niedźwiedź i Wąchock.
Jaka jest formuła programu?
- Wystawiają nas pod tablicą z nazwą miejscowości, bez środków do życia i od tej pory musimy sobie radzić. Nie mamy żadnych pieniędzy. Najpierw musimy złapać stopa i dostać się do centrum miasteczka. Zdarzało się nam podróżować nawet furmanką. A jak już dotrzemy do zabudowań, pukamy do przypadkowo wybranych domów i musimy znaleźć kogoś, kto nas ugości, nakarmi i przenocuje. Sprawdzamy tę osławioną polską gościnność w warunkach ekstremalnych. W Mongolii jest legenda o wędrowcu, który jeździ po świecie i zatrzymuje się u obcych ludzi. Nasza ekipa ma z nim wiele wspólnego.
Czyli musicie wkupić się w łaski miejscowych.
- Szczerze mówiąc myślałem, że podczas realizacji tego programu schudnę, a okazuje się, że wciąż tyję. Stoły naszych gospodarzy uginają sięod jedzenia.
Za jedzenie i dach nad głową musicie zapłacić pracą. Najdziwniejsze zadanie, jakie musiał pan wykonać?
- Dotychczas nic dziwnego się nie trafiło, zbieraliśmy truskawki, obieraliśmy ziemniaki. Ludzie są bardzo mili i nie zlecają nam żadnych ciężkich aktywności.
Nie spotkały pana żadne przykre sytuacje?
- W Korycinie dostałem w twarz...
Jak to?!
- Był turniej bokserski (śmiech). Moim przeciwnikiem okazał się mistrz Podlasia i padłem po pierwszym ciosie.
Ale - podsumując - obraz Polaków jest pozytywny?
- Przekroczył moje wszelkie oczekiwania. W małych miejscowościach ludzie są nieskażeni wielkomiejskim blichtrem i dlatego tacy otwarci. Myślę, że gdybyśmy mieli kręcić program w Warszawie, mogłoby się nam nie udać.
Rozmawiała Joanna Bogiel-Jażdżyk