Wiecznie niewyspana Paulina Chylewska
Uwielbia spać, ale kiedy prowadzi magazyn śniadaniowy, dzielnie wstaje o czwartej rano. - To prawdziwa tortura - ocenia prezenterka. - Jednak pochwały widzów są dla mnie najlepszą rekompensatą.
Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje. Zgadza się pani z tym powiedzeniem?
Paulina Chylewska: - Kto rano... ten się nie wyśpi (śmiech). Ale w moim przypadku wczesne wstawanie to także zastrzyk adrenaliny. Kiedy tuż przed szóstą słyszysz: '3, 2, 1 do anteny', a potem magiczne 'jesteś', to zapewniam - nie ma lepszego budzika! Niestety, energii wystarcza tylko na czas trwania programu, później jest gorzej. Bez godzinnej drzemki w ciągu dnia, nie da rady.
Gdyby kilka lat temu powiedziano, że będzie pani wstawać o czwartej rano do pracy uwierzyłaby pani? Może pani powiedzieć o sobie: "Jestem wiecznie niewyspana"?
- Na razie czuję się wiecznie niewyspana, bo jestem 'sową', a moja piętnastomiesięczna córka budzi mnie regularnie około godziny 6:30. Ale rzeczywiście, ze względu na to, że chodzę późno spać, praca o tak wczesnej porze jest dla mnie wyzwaniem. Kiedy zaczynałam w 'Kawie czy herbacie?' myślałam, że można się do takiego rytmu dnia przyzwyczaić. Otóż nie można (śmiech). Pobudka w dniu programu to dla mnie tortura. Pokusa włączenia w telefonie 'drzemki' jest ogromna, ale ryzyko zbyt duże, więc już po pierwszym dzwonku wstaję. Patrzę, jak moja rodzina w ciepłej pościeli przewraca się z boku na bok, z ciężkim sercem zakładam kurtkę i wychodzę.
Program kończy się o godzinie 8:30. Jak wygląda dalszy ciąg pani dnia?
- Jeśli to tylko możliwe, a robię wszystko by tak było, drzemka jest obowiązkowa! Czasem jednak różne spotkania czy przygotowanie innych programów nie pozwalają na nią. Wtedy około godziny 16:00 przychodzi totalny kryzys. Mogłabym zasnąć w każdym miejscu, w każdej pozycji i w każdym towarzystwie. Pomaga mocna kawa oraz dzieci, którymi trzeba się zająć bez względu na zmęczenie. Jedno wiem na pewno - wieczorne wyjście do kina odpada. Próbowałam kilka razy i kilka filmów przespałam (śmiech).
W jaki sposób przygotowuje się pani do programu?
- Przygotowania trwają około tygodnia. Część tematów znamy wcześniej, lecz staramy się być na bieżąco i większość z nich pojawia się na kilka dni, czasem na dzień przed emisją. Czytam dokumentację, dzwonię do gości, by omówić z nimi pewne kwestie, oglądam filmy, czytam książki, o których będziemy mówić. Najtrudniejsze w tej pracy - wstawanie. Największa satysfakcja - gdy widzowie nas oglądają, później komentują i komplementują.
A co się dzieje, kiedy któryś z gości nie dociera do studia?
- Najczęściej nie pojawiają się z dwóch powodów: snu lub pogody. Gdy spadnie w nocy nieprzewidywalna ilość śniegu, na bank ktoś nie dojedzie albo się spóźni. Wtedy przestawiamy kolejność rozmów, zaglądamy do kuchni, przygotowujemy dodatkowy przegląd prasy. Najczęściej robimy to w ten sposób, by widz nie zorientował się, że coś jest nie tak.
A jak pani odpoczywa?
- Przyjaciółka powiedziała mi kiedyś, że jak są dzieci, to czas wyłącznie dla siebie ma się tylko w wannie, pod warunkiem, że zamkniesz się w łazience od środka (śmiech). Coś w tym jest, ale korzystając z pomocy męża, dziadków i niani znajduję czas, by wyskoczyć do kina, na zakupy, do kosmetyczki czy na spotkanie z przyjaciółmi. Najlepiej regeneruję się śpiąc, co w ostatnim czasie jest bardzo trudne. Zdarzają się też wieczory pod kocem, z ciepłą herbatą z malinami i książką - to lubię!
Rozmawiał Artur Krasicki.