Uwolnić Isaurę!
21 maja 1985 roku – data owiana wielką tajemnicą. Ale ktoś z telewizji puszcza parę z ust i na Okęcie pędzi tłum dziennikarzy i fanów. Na widok aktorów serialu „Niewolnica Isaura” wszyscy wpadają w euforię. A zaraz potem w konsternację, bo Lucelia Santos jest jakaś mała, a Rubens de Falco ma coś dziwnego z włosami.
Ale co tam włosy! Wielbiciele gwiazdora szybko się orientują, że łysiejący aktor nosi w serialu perukę. Nie szkodzi też, że maleńka Lucelia Santos ma lekkiego zeza i jest mocno speszona powszechnym uwielbieniem. Gwiazdy brazylijskiej telenoweli są witani jak królewska para!
I pomyśleć, że tanio kupiony przez Telewizję Polską serial ma być typową zapchajdziurą. Nikt nie wróży mu większego sukcesu. Gdy 19 lutego 1985 roku oglądamy pierwszy odcinek "Niewolnicy Isaury" jeszcze nie wiemy, że od następnego nie będziemy mogli się oderwać. A tak jest! W kolejny wtorkowy wieczór na ulicach są pustki. Zgromadzeni przed telewizorami całymi rodzinami gryziemy nerwowo palce. Dlaczego ten podły Leoncio tak ciemięży tę biedną Isaurę?! Uroczą niewolnicę kochają widzowie w 130 krajach, łącznie z komunistycznymi Chinami i Kubą. Nic dziwnego,
że gdy odtwórcy głównych ról przylatują do Polski, panuje powszechna euforia.
Telefon w tej sprawie od Lwa Rywina dostaje Bronisław Cieślak, który święci tryumfy jako porucznik Borewicz w "07, zgłoś się". - Odbieram i słyszę: "Czy zechciałbyś przesłuchać niewolnicę Isaurę?" - wspomina aktor. Oczywiście, chce. Robi to w specjalnie zakratowanym studiu telewizyjnym, aby każdy mógł zobaczyć, jak karci serialowego Leoncia. - On był wyluzowany i światowy, mówił po angielsku, więc mogliśmy porozmawiać. Taki sympatyczny playboy z wąsem. A Lucelia, przemiła gąseczka, bardzo skromna, wręcz zaszokowana ogromem swojej popularności - mówi po latach Cieślak.
Razem z gwiazdami brazylijskiej telenoweli zwiedza Zamek Królewski w Warszawie. Gdy wsiadają do podstawionego auta, napiera na nich taki tłum, że aktorka wpada w panikę. - Zaczęła strasznie krzyczeć, bo to naprawdę było przerażające - wspomina serialowy Borewicz.
Aktorzy nie mają żadnych gwiazdorskich zachcianek, ale Lucelia bardzo chce zobaczyć typowe polskie mieszkanie. Jej marzenie spełnia reżyser "07, zgłoś się" Krzysztof Szmagier. Gdy jego żona przygotowuje poczęstunek, on obdzwania i zaprasza znajomych, m.in. Magdalenę Zawadzką i Gustawa Holoubka. - Zapamiętałam to jako bardzo sympatyczne spotkanie, bo państwo Szmagierowie byli niezwykle gościnni. A co jedliśmy? Możliwe, że pyszne, kolorowe kanapeczki, bo one wtedy królowały na przyjęciach - mówi Zawadzka.
Czy Rubens de Falco, który uwielbiał adorować piękne kobiety, również i jej okazywał szczególne zainteresowanie? - Ja byłam wtedy tuż przed lub świeżo po ślubie z Gustawem i poza moim wspaniałym mężczyzną nie widziałam nikogo innego. A poza tym Gustaw mnie pilnie strzegł - śmieje się Zawadzka.
Rubensa de Falco na bankiecie w Telewizji ma okazję poznać także Dorota Stalińska. - Uroczy, uśmiechnięty macho. Bajerant, który z błyskiem w oku patrzył na każdą blondynkę - charakteryzuje go aktorka.
Lucelia Santos i Rubens de Falco odwiedzają szkoły, zakłady pracy i szpitale. W kraju pełna mobilizacja! Do ochrony gwiazd przed tłumem w Krakowie oddelegowano 300 milicjantów. Tłumy witają ich też w Łodzi, Skierniewicach, Katowicach, Sosnowcu. Wszędzie czekają kwiaty, prezenty (np. strój krakowski dla trzyletniego wówczas synka Lucelii), ale nie brakuje też zgrzytów. "Leoncio, ty wieprzu" i "Uwolnimy Isaurę!" - to tylko niektóre hasła, które dzierżą ci widzowie, który zbyt emocjonalnie oglądają swój ukochany serial. Dzieci piszą do "Świerszczyka": "Wydrukujcie plakat z "Niewolnicą Isaurą!", fryzjerki obcinają klientkom włosy, robiąc po środku charakterystyczny przedziałek.
"Niewolnica Isaura": Ulubienica Polaków
W łódzkiej hali sportowej aktor Leszek Benke śpiewa specjalnie napisaną piosenkę, która zaczyna się od słów: "Isauro, jestem twoim niewolnikiem, nie zależy mi na nikim...". Lucelia Santos dziękuje artyście przejęta, ale i rozbawiona. Na popularności gwiazd próbują zarobić oszuści. W Polsce, Niemczech i na Węgrzech grasują naciągacze, którzy zbierają pieniądze "na uwolnienie Isaury". Socjolodzy zachodzą w głowę, na czym polega fenomen telenoweli z nudnymi dialogami i teatralnymi gestami. "Przegląd Tygodniowy" postuluje nawet, by wytoczyć proces tym, którzy zdecydowali o emisji serialu, bo ogłupia on społeczeństwo.
"To wspaniała historia! A jakie plenery i piękne stroje" - piszą oburzeni czytelnicy. Żadnego procesu nie ma. Za to po zakończeniu serialu urzędnicy często rejestrują imiona: Izaura, Malwina, Tobiasz.
Katarzyna Ziemnicka