Reklama

Tomasz Sekielski: Pokazać drugie dno

Niedawno debiutował w roli pisarza. Jego powieść sensacyjna "Sejf" teraz doczekała się kontynuacji. Druga odsłona dreszczowca, to "Obraz kontrolny". Tomasz Sekielski opowiada o pracy nad książką i kulisach programu "Po prostu".

Co skrywa tytuł pana książki - "Obraz kontrolny"?

Tomasz Sekielski: - Jest to kontynuacja 'Sejfu', mojej pierwszej powieści sensacyjnej, która rozgrywa się na styku świata polityki, służb specjalnych i mediów. Tytuł 'Obraz kontrolny' oczywiście został zaczerpnięty z telewizyjnej nomenklatury. Mój bohater, redaktor, wraca do telewizji DTV, gdzie następują dziwne, nieprawdopodobne wręcz wydarzenia i przez chwilę pojawia się obraz kontrolny. Obraz kontrolny to również nazwa operacji przeprowadzanej przez służby specjalne.

Wykorzystuje pan w książce swoje doświadczenie oraz wiedzę dziennikarza śledczego?

Reklama

- To fikcyjna opowieść, acz przemycam w niej co nieco. Czerpię z pewnych podobieństw ludzi, wplatam informacje, które w światku dziennikarskim krążą, a nie ma wystarczająco dużo dowodów na to, by móc je przedstawić newsowo. Myślę, że parę osób odnajdzie w niej historie, o których się plotkuje.

Dziennikarze piszą wywiady-rzeki, wspomnienia, reportaże, a pan odważył się napisać powieść sensacyjną. Uczestniczył pan w warsztatach pisarskich?

- Nie. Przeczytałem znakomitą książkę Stephena Kinga 'Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika'. Znalazłem w niej wiele rad. King radzi, by wymyślić fabułę. I ja sobie tę historię rozrysowałem na ogromnej planszy, po to, by wiedzieć, jak podążać. Z drugiej strony, King pisze, że trzeba dać się poprowadzić bohaterowi. Takie 'zawierzenie' jest czymś niesamowitym. Pisanie popularnej literatury sprawia mi ogromną frajdę.

Miał pan wsparcie w rodzinie?

- Kiedy skończyłem pisać pierwszą książkę, wydawało mi się, że najłatwiej byłoby opisać losy bohaterów przed wydarzeniami z 'Sejfu'. Mama, żona i teściowa powiedziały, że nie godzą się na taką łatwiznę.

Nie miał pan obaw, że poruszając w swoim programie "Po prostu" tematy wagi ciężkiej, obnażając kulisy świata biznesu, administracji czy polityki, przestanie być tratowany jako wiarygodny dziennikarz śledczy?

- Przy pierwszej książce miałem obawy, że ludzie zaczną mnie postrzegać przez pryzmat fikcji, którą wymyśliłem. Słyszałem od czytelników, że widzą w niej kulisy afer, które ich zdaniem wydarzyły się naprawdę. Mówili: - Dobrze, że wydał pan tę książkę. Tylko, żeby nic panu za to nie zrobili.

Poczuł się pan kiedykolwiek zagrożony? Były naciski, aby zrezygnował pan z jakiegoś tematu?

- Nigdy nie miałem takiej sytuacji. Zdarzały się telefony, ale nie było to nic poważnego. Byłem przesłuchiwany w sądzie, w ABW, bo podobno ujawniałem jakieś informacje, ale to nie jest żaden problem. To jest wpisane w mój zawód. Kulisy polityki nie stanowią zagrożenia, ale kulisy biznesu - tak. Biznes to są reklamodawcy. To zagrożenie wolności słowa. Rolą dziennikarza jest pokazywanie patologii w każdej dziedzinie. Tymczasem media są zależne od tych, którzy dają pieniądze. Zawsze chciałem pokazywać drugie dno. Wymyśliłem program 'Po prostu', by obnażać to, co ładnie opakowane i po to, by móc prowokować. Na szczęście, odkąd robię program, ani razu nie próbowano zablokować emisji materiału.

Czy jest granica, której nigdy pan nie przekroczy?

- Często jestem pytany czy opublikowałbym materiał o tym, że poseł zdradza żonę. Odpowiadam, że zależy, który. Jeśli dostałbym informację, że jest to poseł, który głosi hasła liberalne i nie mówi innym, jak żyć - takiego bym nie ruszał. Gdyby jednak informacja dotyczyła posła, który udaje autorytet moralny, tego bym pokazał.

"Po prostu" ogląda średnio 1,5 miliona widzów. Jest pan zadowolony z tego wyniku?

- Czuję niedosyt. Walczymy o oglądalność, choć nadawanie w czasie należącym do serialu 'M jak miłość', bez względu na tematykę, nie jest łatwe. Nie życzę mu źle, ale mogliby nam oddać jakiś jeden czy dwa miliony widzów. I tak będą królować na antenie (uśmiech). Mam jednak satysfakcję, bo wiele emitowanych materiałów zostało zauważonych. Program dostał dwie nominacje do Mediatorów, nagród przyznawanych przez studentów dziennikarstwa. To świadczy o tym, że robimy dobry, jakościowy produkt. Zbieramy też dobre opinie widzów.

Rozmawiała Beata Banasiewicz.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy