To on wygrał pierwszy milion!
Przyznaje, że niewiele pamięta z chwili po wygraniu miliona. "Chyba przez pół godziny wpatrywałem się w ekran i podobno miałem oczy jak pięć złotych" - śmieje się Krzysztof Wójcik, zwycięzca głównej nagrody w "Milionerach"
Pamięta za to, że tego samego wieczoru miał bilety na spektakl "Upiór w operze" i bardzo mu zależało, aby z narzeczoną nie spóźnić się do teatru.
"Cały czas powtarzaliśmy nawzajem, żebyśmy tylko zdążyli na tego Upiora" - opowiada.
"Zdążyliśmy na styk" - dodaje.
Przedstawienie bardzo się im podobało, siedzieli w pierwszym rzędzie, a Krzysztofowi udało się na chwilę zapomnieć o tym, że właśnie wygrał milion złotych.
Na udział w programie namówiła go narzeczona Dorota.
"Ponad rok temu siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy Milionerów, a ja znałem odpowiedź na większość pytań. Wtedy Dorota powiedziała, żebym wysłał SMS-a do programu. No i wysłałem, a potem o tym zapomniałem" - opowiada Wójcik.
Po kilku miesiącach dostał telefon z produkcji "Milionerów", odpowiedział na kilka pytań i zakwalifikował się do programu.
Wspomina, że największy stres przeżywał... czekając na wejście do studia.
"Przez kilka godzin siedzieliśmy z innymi uczestnikami w takiej kawiarnio- restauracji. Wydawało mi się, że wszystko jest ok, dopóki nie dostaliśmy obiadu. Muszę się przyznać, że jestem wielkim fanem jedzenia, najbardziej zaś lubię pierogi. Tego dnia na obiad były właśnie pierogi, a ja nie byłem w stanie ich zjeść. Wtedy zrozumiałem, że jestem bardzo zestresowany" - wspomina.
"Hubert był bardzo sympatyczny. Cały czas dowcipkował i rozśmieszał nas. Powtarzał, żebyśmy się nie denerwowali, bo tak na prawdę niczym nie ryzykujemy. Myślę, że w jakiś sposób uspokoił nas przed programem" - opowiada.
Potem było już łatwiej. W studiu najpierw skupił się na tym, żeby jak najszybciej odpowiedzieć na pytanie kwalifikacyjne, a później, już na krześle, siedząc na przeciwko Huberta Urbańskiego odpowiadał na kolejne pytania. Nie miał planu minimum, nie wiedział, czy będzie umiał zaryzykować, czy nie dostanie jakiegoś pytania z historii (tego obawiał się najbardziej). Po prostu kolejne pytania weryfikowały wszelkie jego rozterki.
"Okazało się, że mam żyłkę do podejmowania ryzyka, że potrafię być roztropny. Jestem osobą spontaniczną i często najpierw coś robię, a potem dopiero o tym myślę. Dlatego przed programem powtarzałem sobie, że nie mogę się spieszyć i że muszę dwa razy przeczytać pytanie, zanim się odezwę" - śmieje się.
I tak, spokojnie, bez nerwów doszedł do ostatniego pytania - wartego milion złotych. Znał odpowiedź i nawet przez chwilę był jej pewien. Przez chwilę, bo w tym momencie kotłowały mu się w głowie tysiące myśli.
Zobacz najważniejsze pytania, na które odpowiadał Krzysztof Wójcik:
"Gdyby ktoś, w jakimkolwiek momencie dnia, zadał mi to pytanie, z marszu dobrze bym odpowiedział. Jednak siedząc tam, wcale nie byłem jej pewien. To tak, jakbym usłyszał pytanie: Od jakiego zwierzęcia pochodzi mleko od krowy: a. krowy, b. cegły, c. parapetu, d. konia. I zacząłbym się zastanawiać, czy przypadkiem parapet, to nie jest jakaś rasa krowy" - żartuje Krzysztof.
Na szczęście udało mu się poskromić nerwy, tysiące myśli w głowie i własne emocje.
Wójcik ma 27 lat, mieszka i studiuje w Szczecinie. W październiku chce obronić doktorat na Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym. W swojej rozprawie zajmuje się oceną jakości mięsa zwierząt łownych, a w szczególności danieli.
"Mięso jakoś zawsze przewijało się w moim życiu. Mój tata jest myśliwym i także pracuje na uczelni, mama przez długi czas prowadziła hurtownię mięsa, a mnie zawsze pasjonowało odkrywane i badanie nowych rzeczy. Lubię sprawdzać, czy coś jest dobre i jak działa. Stąd najpierw studia na kierunku towaroznawstwo i ocena jakości, a teraz doktorat, gdzie też badam jakość mięsa" - tłumaczy.
W wolnym czasie najchętniej siada do komputera i swojego symulatora lotów.
"To pozwala mi oderwać się od szarej rzeczywistości" - mówi.
Drugą wielką pasją Krzysztofa jest wędkowanie. Latem najbardziej lubi wyjechać na łono natury i spróbować przechytrzyć jakiegoś dużego karpia.
"Nie ma nic piękniejszego, jak poranek nad wodą - cisza, nie ma żadnego hałasu, spokój mgiełka, ptaki zaczynają śpiewać i wszystko budzi się do życia" - opowiada.
Jak sobie wyobraża życie po wygranej? Przede wszystkim chce obronić doktorat, a potem, jeśli będzie szansa, chętnie zostałby na uczelni. Może zacznie własny biznes.
"Chcę żyć tak, jak żyłem. Nie chcę, żeby mi odbiło. Nie zacznę nagle jeździć na zakupy do Londynu, czy kupować wino za 200 zł. Tak, jak żyłem byłem szczęśliwy. Dzięki wygranej mogę spełnić parę marzeń moich najbliższych" - mówi szczerze.
"Na pewno nie będę szastał pieniędzmi. No, może pozwolę sobie na jakieś małe szaleństwo...." - kończy pierwszy zdobywca głównej nagrody w polskiej edycji "Milionerów".
Anna Woźniak
Więcej czytaj w magazynie "Tele Tydzień"