Reklama

Taka miłość się zdarza?

Od dziecka marzyła, żeby zostać aktorką i to... śpiewającą. - Skończyłam szkołę muzyczną w klasie śpiewu operowego. Nie miałam wyjścia, cała rodzina jest bardzo muzykalna - mówi Justyna Schneider.

"Tele Tydzień": Na pozór są tak różni. Grana przez panią pielęgniarka Iza z Hrubielowa, skromna, opanowana dziewczyna i on, książę Xawery Lubiniecki. Typ "wiecznego chłopca", lekkoducha i żartownisia, który przyjechał z Paryża. A jednak los złączył ich drogi.

Justyna Schneider: - Myślę, że taka miłość się może zdarzyć. Co prawda moja bohaterka zachowuje rezerwę i ma wiele obaw, ale trudno się jej dziwić. W końcu już raz zawiodła się na mężczyźnie, z drugiej strony Xawery (Łukasz Garlicki) bardzo ją pociąga. Z pewnością chciałaby sobie ułożyć życie na nowo.

Reklama

I zostać księżną?

- A która z nas by tego nie chciała? Żyjemy w demokratycznym świecie, gdzie różnice klasowe nie mają już specjalnego znaczenia, ale moja bohaterka zastanawia się czasem, czy związek księcia z pielęgniarką jest możliwy.

Jak będzie wyglądało ich przyszłe życie?

- Tego się niestety nie dowiemy. Nasz wątek pozostaje otwarty...

Żałuje pani, że "Plebania" się już kończy?

- Bardzo. Co prawda nie grałam w niej długo, ale zdążyłam się już przyzwyczaić i do ludzi, i niezwykle miłej atmosfery na planie. Nie byłabym zresztą taka zupełnie pewna, czy to aby na pewno już koniec. Bo bankiet pożegnalny dawno się odbył, a 'Plebania' wciąż trwa.

Gdzie jeszcze panią zobaczymy?

- Na wiosnę tego roku zaplanowana jest premiera nowego filmu fabularnego Macieja Żaka 'Supermarket', w którym gram kasjerkę Kasię. To charakterna dziewczyna!

Pani też ma niezły temperament. Czyżby grała tu rolę "góralska krew"?

- Pochodzę z Muszynki, położonej koło Krynicy Zdroju, w Beskidzie. Powszechnie tutejszą ludność nazywa się góralami, a to jest błąd, bo my jesteśmy Lachami Sądeckimi!

Aktorstwo było pani marzeniem?

- Już w podstawówce towarzyszyła mi myśl, żeby pójść w tym kierunku. Brałam też pod uwagę muzykę. Skończyłam szkołę muzyczną w klasie śpiewu operowego, gram na skrzypcach. Zresztą moja cała rodzina jest bardzo muzykalna.

Jest pani młodszą siostrą Joanny Kulig, również aktorki. Dlaczego nosicie inne nazwiska?

- Tak naprawdę obie nazywamy się Kulig. Ale ponieważ nasze imiona brzmią podobnie, to zdecydowałam się na przyjęcie pseudonimu artystycznego, nazwiska naszej prababci Schneider, żebyśmy nie były mylone.

Ponoć zawsze marzyłyście o tym, by wystąpić w duecie.

- I to marzenie się spełniło. Najpierw zagrałyśmy razem, w dodatku siostry, w przedstawieniu zatytułowanym 'Wassa Żeleznowa' Maksyma Gorkiego, w warszawskim Och-Teatrze. Ponownie udało nam się to przy okazji filmu Ryszarda Zatorskiego 'Los numeros'.

Rywalizujecie ze sobą?

- W sensie 'międzysiostrzanym' - nie. Kochamy się i wspieramy na każdym kroku. Z wyjątkiem castingów, kiedy walczymy o tę samą rolę. Wówczas nie ma taryfy ulgowej!

Z Justyną Schneider rozmawiała Jolanta Majewska.

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych programów i seriali! Kliknij i sprawdź!

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Justyna Schneider
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy