Reklama

Szymon Majewski: Gen szaleństwa

Już wkrótce w wielkim stylu wraca do gry. Znów w niepowtarzalny, wyjątkowy sposób będzie zabawiał i rozśmieszał telewidzów.

Znamy go jako znakomitego showmana. Jednak to tylko poza, bo w życiu prywatnym Szymon Majewski (45 l.) jest odpowiedzialnym, kochającym mężem i ojcem. Znajduje czas na przemyślenia i refleksje, dlatego zrobił sobie przerwę. Ale wraca na wizję. Cieszy go to, bo uwielbia swoją pracę. Sam mówi, że jego rodzina dotknięta jest genem szaleństwa. Nie cierpi z tego powodu, przeciwnie - jest szczęśliwy.

Z panem chyba nie można się nudzić! Zastanawiam się jak wygląda życie z najpopularniejszym showmanem w Polsce?

Szymon Majewski: - Na początku muszę się do czegoś przyznać. Ja tylko zakładam taką maskę i udaję totalnie rozbawionego gościa. Właśnie w ten sposób ukrywam pewien rodzaj wycofania. Tak naprawdę jestem nieśmiały, a takie zachowanie są tylko moją obroną. To stało się poniekąd moim sposobem na życie.

Reklama

Przed czym stara się pan w ten sposób uciec?

- Konflikty, zbrojenia, polityka, choroby, nienawiść - to wszystko mnie przeraża! I właśnie dlatego się wygłupiam, gdyż wydaje mi się, że wtedy nic mi nie grozi. Przecież podobno wariatom nic nie można zrobić (śmiech).

Kiedy zorientował się pan, że można zarabiać na dobrych żartach?

- Po prostu... żartowałem w przedszkolu, w szkole, w liceum, aż niespodziewanie na swojej drodze spotkałem kogoś, kto powiedział: "Wygłupiaj się tak dalej, a my będziemy ci za to płacić...". I właśnie w ten sposób zaczęła się moja kariera. Jak widać, ta taktyka sprawdza się od wielu lat.

Poczucie humoru odziedziczył pan po rodzicach, czy jest pan w rodzinie pierwszy?

- Wydaje mi się, że to zbiorowe dziedzictwo rodzinne. Mój dziadek był takim domowym szaleńcem.

Aczkolwiek był także człowiekiem bardzo odważnym i dzielnym. Służył w AK i brał udział w powstaniu. Ale ja przede wszystkim zapamiętałem go jako bardzo wesołego chłopaka. Niektóre jego żarty przeszły nawet do rodzinnej legendy. Jednak nie tylko on słynął z dobrego poczucia humoru. Wujkowie, mój ojciec, a także mama byli również na swój sposób zabawni. Jesteśmy zatem rodziną dotkniętą genem szaleństwa.

Dlaczego zdecydował się pan na urlop w programie "Szymon Majewski Show"?

- Bywa tak, że w życiu każdego człowieka przychodzi czas na odpoczynek. I właśnie tak było w moim przypadku. Ten czas dał mi wiele do myślenia. Zrealizowaliśmy nowy program "HDw3D" i dzięki niemu wylansowaliśmy Billa.

- Pokazaliśmy również, że możemy robić coś innego, a teraz powrócimy w wielkim stylu! Jak to mówił Quentin Tarantino w filmie "Pulp Fiction": "Będziemy zadziwiać świat i nadal dobrze się bawić...". Tak więc uwaga - syn marnotrawny powraca! (śmiech)

Ale doszły mnie też słuchy, że w nowym sezonie musi pan być bardzo grzeczny...

- Nie będę grzeczniejszy i od razu powiem, że nie dostałem polecenia chodzenia na bankiety. Nie będę jednak ukrywać, że bardzo rozśmieszyły mnie te informacje. W ogóle zastanawiałem się, jak mogłoby wyglądać takie zebranie w poważnej firmie, gdzie zbiera się cały zarząd, który nakazuje mi chodzić na wszystkie możliwe imprezy. Zresztą, ci, którzy mnie trochę znają, wiedzą, że z założenia jestem antysalonowy.

- W minionym roku dowiedziałem się naprawdę wielu dziwnych rzeczy na swój temat. Słyszałem nawet o moim przejściu do Polsatu! To zaskoczyło mnie chyba najbardziej, bo nawet tamtędy nie przechodziłem (śmiech). Ogrom tych głupot jest nieprawdopodobny!

Ale mimo wszystko rok 2011 zalicza pan do udanych?

- Lubiłem go. Był on dla mnie o tyle szczęśliwy, że nie zakończył się zapowiadanym końcem świata. KP

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Szymon Majewski | szaleństwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy