Szyc: Zawsze lubiłem dobre ciuchy
Borys Szyc ma powody do radości. Na warszawskim Mokotowie otworzył elegancką restaurację. Nas jednak uspokoił, że nie zamierza zrezygnować z aktorstwa.
Finałowe sceny 4. serii "Przepisu na życie" kręciliście w Umbrii. Podobno czuł się pan tam jak w domu?
- Lepszego zakończenia sezonu nie mogłem sobie wymarzyć. Spędziliśmy z Magdą Kumorek kilka dni we Włoszech - w przepięknym miejscu, wśród gajów oliwnych i winnic. My, dobre jedzenie i miłość (śmiech).
Umbria, Toskania to regiony bliskie pana sercu oraz podniebieniu...?
- Co roku spędzam tam wakacje. Uwielbiam ten region, śródziemnomorski klimat i kuchnię! Włosi mają gorącokrwiste charaktery, a ich celebracja życia jest mi bardzo bliska. Czas jedzenia to dla nich rodzaj święta. Poza tym sam klimat warunkuje sjestę. Jakże piękny to moment, kiedy wszystko wokoło zamiera.
Podobno skusił się pan na warsztaty kulinarne w Toskanii...?
- Zwykle spędzam wakacje z przyjaciółmi i założeniem naszych wyjazdów jest to, że wszyscy gotujemy. Razem wybieramy się na targ albo do lokalnych sklepów. Już samo wybieranie produktów jest niezwykle miłym zajęciem. Później siedzimy przy stole, rozmawiamy. Codziennie ktoś inny jest szefem kuchni i wymyśla swoje specjały. Poza tym każda restauracja we Włoszech oferuje jednodniowy, trzydniowy, czy nawet tygodniowy kurs gotowania. W ciągu takiego jednego dnia można nauczyć się robić trzy przystawki, danie główne, deser i pastę. Wszystko jest okraszone winem, odpowiednim do każdego dania. A na koniec trzeba to wszystko zjeść i wypić. Czysta przyjemność.
Pana gotowanie to pasja, która zrodziła się z podróży?
- Chyba po prostu z apetytu na życie i z apetytu na dobre jedzenie...
A ma pan swoje danie popisowe?
- Bardzo lubię jajka w koszulkach z sosem holenderskim, do tego delikatny tost z prosciutto, świeżymi pomidorami i mozzarellą di bufala. To jest bardzo przyjemne śniadanko.
Świat filmu może być zagrożony, jeśli przejdzie pan na kulinarną stronę mocy?
- Nie. Zamierzam łączyć te dwie pasje, bo ludzie zawsze będą jedli i pili. Mieliśmy bum na taniec, a teraz nastał czas gotowania. Na całym świecie panuje taki nurt i myślę, że on się nigdy nie skończy.
Coraz częściej trafia pan też do rubryk modowych i jest wysoko oceniany. Romantyczny hultaj - mówią o panu. Łatwo poddaje się pan sugestiom swojej partnerki, Zosi Ślotały?
- Romantyczny hultaj, dandys (śmiech). Rano pytam, co mam założyć, a Zosia mi doradza. Zawsze lubiłem dobre ciuchy. Jak każdy facet lubię też dobre zegarki i dobre buty.
Jest pan mężczyzną, który da się sobą zaopiekować?
- Tak! Mądre kobiety robią tak, że facetowi wydaje się, że to on rządzi, a wiadomo, że to one zmieniają świat.
Rozmawiała Beata Banasiewicz