Staram się nie narzekać
- Życie Anity zmieni się w koszmar - zdradza Julia Pietrucha. Aktorka przyznaje, że granie zaborczej i bezwzględnej dziewczyny jest sporym wyzwaniem. Zdradza też, kto rozśmiesza ją na planie serialu "Galeria".
Rola w "Galerii" to wyzwanie, a praca na planie tego serialu - wielka przyjemność. Tymczasem już wkrótce aktorka zadebiutuje w zupełnie nowej roli - wokalistki.
Lubi pani swoją bohaterkę z serialu "Galeria"?
- Z zawodowego punktu widzenia - tak! Prywatnie nie mam cech serialowej Anity. Bardzo się od siebie różnimy. To duży plus, bo dzięki temu mam motywację do pracy nad tą rolą. Doceniam to, że mogę pokazać nie tylko twarz, ale stworzyć psychologiczny portret mojej bohaterki. Wcielenie się w Anitę nie jest prostym zadaniem. Staram się znaleźć w niej pozytywne cechy. Założyłam, że jest, jaka jest z pewnych powodów.
Łatwiej czy trudniej jest zagrać negatywną postać?
- To zależy od scenariusza i roli, która musi być ciekawa. Miałam przyjemność zagrania wielu pozytywnych ról, dlatego Anita jest dla mnie dużym wyzwaniem. Nie szanuje nikogo poza swoim ojcem, oczekuje od życia wiecznych bonusów, jest niewdzięczna i nie liczy się z niczyim zdaniem. Walczy jednak o to, w co wierzy - Galeria to jej ukochany projekt i nie pozwoli, by ktokolwiek mu zaszkodził.
Istnieje szansa na ocieplenie jej wizerunku?
- Nowy sezon "Galerii" zaczął się od bardzo mocnego wydarzenia, które wywróciło życie bohaterów do góry nogami. Zdradzę tylko, że życie Anity zmieni się chwilowo w koszmar i będzie musiała się zmierzyć z nową sytuacją. Poza tym rywalizacja między nią a Karoliną stanie się coraz ostrzejsza. Pojawi się też nowy mężczyzna, o którego względy będzie zabiegać.
Na planie zdarzają się zabawne sytuacje?
- Niemal każdego dnia! Szczególnie, kiedy pojawia się Andrzej Deskur, czyli serialowy Jerzy. Znamy się i wiemy, jak nawzajem rozbawić do łez. Czasami, szczególnie w scenach, gdzie powinniśmy być śmiertelnie poważni, któreś z nas zrobi głupią minę lub opowie żart. Wtedy trzeba przerwać ujęcie, bo ja czy on wybuchamy śmiechem.
To, że kursuje pani często między Wrocławiem i Warszawą nie stanowi problemu?
- Różnie z tym bywa. Staram się nie narzekać, ale ciągła tułaczka między dwoma miastami nie połączonymi autostradą może być męcząca. Polubiłam jednak Wrocław. Pięknie rozwijające się miasto, nocami tętniące życiem, w ciągu dnia przyciągające zwiedzających.
Jest pani dość zabiegana.
- Są dni, kiedy rzeczywiście ciężko mi wcisnąć cokolwiek nowego do kalendarza, ale później szybko przychodzą chwile oddechu. Na razie można mnie oglądać w Teatrze 6. piętro w sztuce Woody'ego Allena "Central Park West" w reżyserii Eugeniusza Korina. Jestem też w trakcie nagrywania solowej płyty.
A wolne chwile?
- Najlepiej regeneruję siły na rowerze, podczas jogi i biegając. Uwielbiam wieczorne seanse filmowe przy kieliszku wina lub tequili. Kocham podróże, zwiedzanie egzotycznych miejsc, poznawanie ludzi i uczenie się ciągle czegoś nowego.
Rozm. KRAS