Reklama

Solowy debiut Marcina Prokopa

Sympatyczny dziennikarz i prezenter napisał książkę inspirowaną własnym dzieciństwem w czasach PRL-u. Marcin Prokop zdradza, komu ją dedykował oraz które historie z młodości najbardziej zapadły mu w pamięć.

Dotychczas pisał pan książki w duecie z Szymonem Hołownią. Więc "Longin..." to pański solowy debiut?

Marcin Prokop: - Nie licząc paru niewydanych opowiadań i grafomańskich wierszy, pisanych kiedyś do szuflady, to moja pierwsza solowa próba zostania literatem i trafienia do podręczników szkolnych. Mam nadzieję, że umieszczą mnie tam obok Paulo Coelho, którego życiowe mądrości mam wytatuowane w sercu.

Co skłoniło pana do jej napisania i do kogo ją pan kieruje?

- Pierwotnie to miał być prezent dla najważniejszej kobiety w moim życiu, czyli prawie 9-letniej córki. Chciałem opisać jej swoje dzieciństwo w formie zabawnej, przygodowej opowieści, samodzielnie zilustrować, wydrukować w jednym egzemplarzu i wręczyć na urodziny. Przez przypadek wygadałem się jednak osobom z wydawnictwa Znak, które natychmiast stwierdziły, że nie mogę zachować się tak samolubnie. W ten sposób "Longin" trafił na sklepowe półki.

Reklama

- Dostaję teraz sporo głosów od ludzi z mojego pokolenia, że książka pomogła im pokazać własnym dzieciom, czym zajmowali się rodzice za młodu, w co się bawili i jak wyglądał ich świat, ale też sami przeżyli podróż sentymentalną. Największym komplementem jest dla mnie fakt, że z jednej strony książka podoba się dzieciakom, a z drugiej zyskała wielu dorosłych wielbicieli, którzy w głównym bohaterze odnaleźli samych siebie.

Proszę zdradzić, jakie są pańskie najbardziej traumatyczne wspomnienia z młodości, a które wspomina pan z nutką nostalgii?

- Prawdziwą traumą była dla mnie wycieczka na lekcję religii w zimowych kozakach mojej babci, bo moje buty były przemoczone, a babcia w swej pobożności za żadne skarby nie odpuściłaby katechezy. Na początku próbowałem ściemniać, że to oficerki mojego dziadka, z czasów walk u boku Piłsudskiego, ale kiedy zostałem zdemaskowany po wysokim obcasie, drwinom moich kolegów nie było końca. Nostalgicznie wspominam swoją podwórkową bandę - mam wrażenie, że tak silnych, bezinteresownych przyjaźni, jak w dzieciństwie, nie da się już powtórzyć w dorosłym życiu, gdzie każdy pilnuje swoich spraw...

Ma pan w planach kontynuację przygód "Longina..."?

- Jest bardzo dużo historii, które nie zmieściły się w książce, bo nie chciałem wydawać tomu encyklopedii, więc materiału na kolejne odcinki na pewno nie zabraknie. Wszystko zależy jednak od czytelników.

A czy ma pan w zanadrzu jakieś nowe telewizyjne projekty?

- Mogę tylko zdradzić, że szykuję na wiosnę spore telewizyjne zaskoczenie. Wiele osób się zdziwi. Ale na razie ani słowa więcej.

Rozmawiała Joanna Bogiel-Jażdżyk.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy