Ślubu nie będzie
Jest zupełnie inna, niż jej serialowa bohaterka. Wspólne mają tylko imię. - Nie wzruszam się często, jak Julia i rzadko płaczę. Nie tak łatwo oswajam ludzi, przez co trudniej mnie oszukać - przyznaje aktorka.
Serial "Julia" dobiega końca. Czy będzie happy end?
Julia Rosnowska: - Nie może być inaczej, bo przecież to bajka, a bajki zawsze kończą się dobrze!
Ale nie zobaczymy Julii i Janka (Krystian Wieczorek) na ślubnym kobiercu?
- To byłoby zbyt naiwne zakończenie. Zresztą Julka ma już za sobą dwa nieudane śluby, dajmy jej teraz szansę nacieszyć się Jankiem, którego wreszcie będzie miała tylko dla siebie. Niech sobie trochę pochodzą, poznają się lepiej. Nie mieli na to zbyt wiele czasu w trakcie tej historii, oglądanej przez nas przez cały rok.
Ponoć jest pani zupełnie inna, niż serialowa Julia...
- O tak, mam całkiem inny charakter. Nie tak łatwo oswajam ludzi, nie zawsze im wierzę, przez co trudniej mnie oszukać. Poza tym nie wzruszam się tak często, jak moja bohaterka i bardzo rzadko płaczę. Zewnętrznie też jestem różna - na co dzień ubieram się trochę jak chłopczyca, a ona jest zawsze taka zwiewna, dziewczęca... Ludzie postrzegają mnie przez pryzmat tej postaci, a potem są zdziwieni, że to tylko rola.
Co pani dała "Julia"?
- Doświadczenie, za które jestem wdzięczna losowi. Właściwie był to mój zawodowy start, nie licząc wcześniejszych epizodów serialowych. Rozpoznawalność i sympatię widzów, co jest szalenie miłe. A przede wszystkim przyjaźnie, które zyskałam na planie. Bardzo miło wspominam tę pracę, właśnie przez wzgląd na cudowną ekipę.
- Od zakończenia zdjęć nie byłam w Krakowie, ale z chęcią tam wrócę, choćby po to, żeby spotkać się z Mają Bohosiewicz czy z Ewą Kaim. Z nią nawiązałam relację szczególną - podobną do tej, jaka łączyła Julię z Kasią - zwierzałam się jej, radziłam. Prywatnie Ewa jest jeszcze wspanialsza, niż ta jej bohaterka.
A Krystiana Wieczorka, serialowego partnera, jak pani wspomina?
- Lepszy mi się trafić nie mógł! Koleżeński, wyluzowany. To ważne, zwłaszcza podczas scen pocałunków, które grałam tu pierwszy raz w życiu.
Nie wystraszyła go pani kiedyś... czosnkiem?
- Zrobiłam sobie 'terapię czosnkową', bo byłam przeziębiona, ale Krystian to dzielnie zniósł (śmiech). Zresztą terapia była wieczorem, a zdjęcia następnego dnia. To lepsze, niżbym go miała zarazić!
Zyskała pani pseudonim "Lemur", z uwagi na duże, niebieskie oczy.
- Rzeczywiście tak do mnie mówili (śmiech).
Co robi Julia... po "Julii"?
- Wzięłam się ostro do nauki, zamierzam zaliczyć ostatni rok w Akademii Teatralnej, zrobić dyplom. Występuję też w Teatrze Narodowym w przedstawieniu 'Królowa Margot', reżyserowanym przez Grzegorza Wiśniewskiego. Moja rola jest niewielka, ale ciekawa. No i jest to mój debiut na scenie.
Rozmawiała Jolanta Majewska.