Sekrety rozmów Tomasza Lisa
O czym Tomasz Lis rozmawia ze swoimi gośćmi poza kamerami? Co mówi publiczności? Jaka jest atmosfera w jego studiu? Postanowiliśmy to sprawdzić!
Poniedziałek, godzina 20.35. Studio nr 2 przy ul. Woronicza zapełnia się publicznością. Do emisji programu "Tomasz Lis na żywo" jeszcze godzina, lecz to ostatni dzwonek, by wszystko dopiąć!
Trzeba sprawdzić jakość dźwięku, ustawienia kamer i światła oraz odpowiednio rozmieścić 120 widzów.
- Większość z nich jest tutaj po raz pierwszy, dlatego trzeba im wyjaśnić zasady obowiązujące w trakcie nagrania - tłumaczy kierownik planu Piotr Dziwulski, który za moment po raz kolejny przypomni o wyłączeniu telefonów komórkowych, niewnoszeniu napojów do studia i pozostawieniu w kieszeniach gumy do żucia. Ci, którzy ubrali się zbyt jaskrawo, zostaną poproszeni o przejście do tylnych rzędów. Oko kamery "nie przepada" bowiem za tego typu kolorami, podobnie jak za... zbyt dużymi dekoltami pań.
Goście Tomasza Lisa czekają już w pobliskim barku na zaproszenie do studia.
- Przed emisją nie rozmawiam z gośćmi na tematy, które za chwilę będą poruszane. Z prostej przyczyny: zwiększa to prawdopodobieństwo, że zbyt wcześnie wystrzelają się z argumentów, stracą zapał i energię. Nie chcę wywoływać niepotrzebnych napięć, rozmawiam o błahych, mało istotnych rzeczach, piłcenożnej lub pogodzie - wyznaje Tomasz Lis, który tuż przed godziną "zero" ma jeszcze czas na krótką pogawędkę z publicznością.
Z uwagą słucha, skąd przyjechali, czym się interesują. Sam nie pozostaje im dłużny - opowiada o swojej pasji, czyli maratonach, w których biega.
- Pracę nad kolejnym odcinkiem rozpoczynamy już następnego dnia rano. Wspólnie z wydawcą Barbarą Hrybacz zastanawiamy się, kogo zaprosić, długo dyskutujemy, czasem twórczo spieramy się. W piątek mamy zazwyczaj wszystko już ustalone, zapadają ostateczne decyzje, ale zdarza się, że w sobotę wydarza się coś, co zupełnie zmienia naszą koncepcję... - mówi dziennikarz.
Artur Krasicki