Reklama

Rozenek była bałaganiarą

Perfekcyjna pani domu opowiada o tym, czego nauczyły ją trzy lata w show-biznesie, jak reaguje na plotki i czy zastanawiała się, jak wyglądałoby jej życie bez występowania w telewizji.

Nie ma dnia, żeby w prasie nie ukazała się jakaś informacja o Pani. Jaką najśmieszniejszą plotkę o sobie przeczytała pani ostatnio?

Małgorzata Rozenek: - Amerykańscy studenci medycyny mają takie hasło: "Jeśli słyszysz tętent, to nie myśl o zebrach, myśl o koniach". A nasi dziennikarze myślą zawsze o zebrach. Większość tak zwanych "newsów", to opowieści z Narnii tworzone w oparciu o fantazję redaktorów. Bez próby kontaktu, zweryfikowania "informacji". Nie chcę zajmować się dementowaniem każdej nieprawdziwej historii opisanej w gazetach, bo nie starczyłoby mi czasu.

Reklama

Widzę, że nabrała pani dystansu do tych wszystkich informacji.

- Kiedyś traktowałam te plotki jako głęboką niesprawiedliwość i chciałam wszystko tłumaczyć, prostować. Ale szybko się nauczyłam, że nie warto wchodzić w żadną dyskusję.

Tego już trzymała się legendarna Marilyn Monroe...

- Zawsze ją lubiłam. Urodziłyśmy się tego samego dnia. Niektórzy pewnie wierzą, że tego samego roku. Bo o moim wieku też krążą różne legendy.

To jeszcze a propos plotek - podobno dostała pani propozycję poprowadzenia kolejnych programów?

- Dopóki nie wejdę na plan zdjęciowy, nie chcę mówić o nowych projektach. Wolę rozmawiać o konkretach, a nie o marzeniach.

Myślała pani, by jedną z edycji "Perfekcyjnej pani domu" poświęcić tylko mężczyznom?

- Nie. Były takie odcinki, których bohaterami byli mężczyźni. Ale ja nie lubię sztucznych podziałów. Nie ma takich obowiązków domowych, które może wykonać tylko kobieta, albo tylko mężczyzna. Jestem przekonana, że każdy potrafi zrobić wszystko, jeśli tylko chce.

Może to by uatrakcyjniło kolejną edycję?

- Nie mamy takiej potrzeby. Jako format jesteśmy związani pewnymi ramami. Mamy stałą widownię, bardzo stabilną i wiemy, czego ona od nas oczekuje. Widz chce zabawy, dobrych rad, trochę pocieszenia, że u niego nie jest tak źle i happy endu, który pokaże, że nawet największy bałagan jest do sprzątnięcia. Sporo ludzi twierdzi, że ten program dał im impuls do odmiany. Najlepiej podsumowała to jedna z uczestniczek. Powiedziała mi wprost: dwa miesiące prosiła męża, żeby przykręcił jej szafki. W końcu zgłosiła się do tego programu, żeby go zmobilizować. I przykręcił.

W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że tyle się dzieje zawodowo, że życie zaczyna pani umykać.

- Jeśli ma się pracę, to trzeba się z niej cieszyć i wykonać ją najlepiej, jak się potrafi. Ale praca to tylko praca. Trzeba też poleżeć na leżaku, wypocząć, poszukać sobie muszelek, pożyć dla samego życia, dla przyjemności. Tego się teraz uczę.

Ma pani plan B na wypadek, gdyby przygoda z telewizją się skończyła?

- Według amerykańskich naukowców tylko cztery procent rzeczy, którymi się martwimy, sprawdza się w życiu. Pamiętam siebie sprzed trzech lat, sprzed "Perfekcyjnej". Miałam plan na wszystko, absolutnie wszystko, na każdą sytuację. I żaden z tych planów nawet nie zbliżył się do tego, co się wydarzyło. Nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie tego, co może się stać. Staram się mieć plan B, C i osiem innych, i nawet staram się być przygotowana na ich realizację, ale wiem, że życie i tak mnie zaskoczy. Weszłam do show-biznesu jako człowiek dorosły i ukształtowany, matka dwójki dzieci. Nie szukałam w nim źródła własnej wartości. Jeśli trzeba będzie zająć się czymś innym, na pewno dam sobie radę.

Wydaje się, że wszystko przychodzi pani z łatwością. Jest coś, o co musiała pani walczyć?

- Szkoła baletowa, do której chodziłam, nauczyła mnie dyscypliny, walki z lenistwem i ograniczeniami. Na przykład byłam straszną bałaganiarą, dopiero w wieku 17 lat udało mi się z tym uporać. Całe życie walczę też ze skłonnością do słodyczy. A jeśli chodzi o ważne rzeczy... Mówi się, że jeśli szczęście do ciebie długo nie przychodzi, to znaczy, że jest wielkie i idzie powoli. I tak jest ze wszystkim. Raz jest dobrze, raz źle, trzeba to przyjąć na klatę. Nie roztkliwiam się i nie analizuję. Nie chcę tylko mieć sobie nic do zarzucenia. Dlatego może nie mam świadomości, że o coś walczę, po prostu robię swoje i idę do przodu.

Rozmawiała Ewa Gassen-Piekarska.

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

TV14
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy