Różczka: Oddałam wszystkie emocje
Trwają zdjęcia do piątej serii "Czasu honoru". W roli Wandy ponownie zobaczymy Magdalenę Różczkę, która z produkcją związana jest od 2009 roku.
Akcja piątej serii "Czasu honoru" toczy się po wojnie. Bohaterowie odkładają broń?
Magdalena Różczka: - Nie wszyscy. Niektórym wydaje się, że nic się nie zmieniło, ale są i tacy, którzy wierzą, że będzie tylko lepiej i nastaną cudowne czasy. Taka jest właśnie moja Wandzia. Cieszy się z najmniejszych rzeczy. Z tego, że je prawdziwy rosół, że może wyjść na spacer i nie oglądać się za siebie. Przede wszystkim moja bohaterka dowiaduje się, że powstaje pierwszy powojenny teatr i że będzie mogła wrócić na scenę.
Bohaterowie poznają życie na nowo. To trudne zadanie aktorskie?
- Mamy piękną scenografię, kostiumy, charakteryzację. Śmieję się, że dzięki temu nie musimy już za wiele grać. To taki wehikuł czasu. Gdy znajduję się na planie w kostiumie Wandzi, wydaje mi się, jakbym była w innych czasach. To jest wspaniała przygoda.
Wielu młodych ludzi ogląda ten serial i dzięki temu uczy się historii. Czy pani zdaniem serial ma do przekazania pewną misję młodemu pokoleniu?
- Cieszę się, że jestem częścią tej machiny. Pokłony należą się osobom, które piszą ten serial i które dużo czasu spędziły nad tym, aby udokumentować wiele faktów historycznych. Pierwszą premierą w powojennej Polsce były 'Śluby panieńskie' Fredry, w których gra moja Wandzia. Staramy się, aby wszystko się zgadzało.
Piąta seria ma być ostatnią. To dobra decyzja?
- Tak. Mimo tego, że uwielbiam pracować na planie tego serialu, uważam, że formuła musi się kiedyś zakończyć. Myślę, że ta seria będzie naprawdę dobra, więc lepiej, aby koniec tego serialu pozostawił pozytywne wrażenie. Mimo wszystko będę bardzo tęsknić.
Czy grana przez panią rola wywołuje emocje u widzów? Zaczepiają panią na ulicy?
- Owszem. Bardzo często podchodzą do mnie ludzie i pytają o 'Czas honoru'. Niedawno po zdjęciach weszłam do mojej apteki i miałam charakteryzację z planu. Wszystkie panie uśmiechnęły się i były zachwycone, że robimy kolejną część tego serialu. Czuję, że naprawdę wiele osób ogląda ten serial.
Pamięta pani swoje pierwsze sceny w tej produkcji?
- Oczywiście. Było bardzo ciężko. Moją postać w pierwszej serii grała Maja Ostaszewska, która nie mogła grać dalej i w ciągu trzech dni musiałam zdecydować, czy przyjąć tę propozycję. Pierwsze chwile były straszne, ponieważ zaczynałam od scen na Pawiaku. Cały czas znęcano się nade mną...
Takie sceny obciążają psychicznie?
- Bardzo. Nawet, jeżeli tylko na chwilę trzeba w to uwierzyć. Za każdym razem, gdy wracałam do domu zmęczona po całym dniu zdjęciowym, nie mogłam zasnąć. Tym bardziej, że myślałam o tym, co będę grała następnego dnia. Bardzo to przeżywałam. Było ciężko.
Czego nauczył panią ten serial?
- Wiele dowiedziałam się o sobie. Przede wszystkim przez te sceny na Pawiaku. Ta rola za każdym razem uświadamia mi, że nasze problemy są niczym w porównaniu z życiem ludzi w tamtych czasach. Nauczyłam się tego, że warto doceniać to, co się ma, a nie myśleć tylko o tym, co jeszcze chciałoby się mieć.
Ogląda pani "Czas honoru"? Umie się pani odciąć i śledzić losy bohaterów jako widz?
- Nie. Druga seria była sporym psychicznym obciążeniem i do dziś tych odcinków nie obejrzałam. Boję się. Pewnego dnia pojechałam dogrywać dźwięk i zobaczyłam trudną emocjonalnie scenę, w której moim zdaniem oddałam połowę swojego życia. Oddałam wszystkie emocje. Gdy zobaczyłam tę scenę, uznałam, że na ekranie nie widać wszystkiego, co chciałam przekazać. Koledzy mówią, że widać, ale mi się wydaje, że przeżyłam dużo więcej. Dlatego boję się oglądać. Mam wszystkie serie w domu na płytach, więc zamierzam kiedyś usiąść i je obejrzeć.
Z Magdaleną Różczką rozmawiała Dominika Gwit (PAP Life).
Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!