Roma Gąsiorowska dotychczas uważnie dobierała scenariusze, kreśląc wyraziste postaci. Jaka zatem będzie jej serialowa Marta? Na pewno nieprzeźroczysta! Aktorka to prawdziwy wulkan energii i... tytan pracy.
Wciela się pani w bohaterkę nowego serialowego hitu "Sama słodycz".
Roma Gąsiorowska: - Gram Martę, byłą żonę głównego bohatera, która zabrała ich synka i odeszła. Po kilku latach pojawia się w jego życiu i robi dużo zamieszania. Mężczyzna, który dotychczas nie miał do czynienia z dzieckiem, zostaje ojcem na pełen etat. A Marta? Egocentryczna i temperamentna stawia na siebie i angażuje się w nowy związek. Zależało mi na tym, żeby tę postać ocieplić i spowodować, że będzie ludzka, delikatna i zabawna. Mam nadzieję, że to mi się udało.
Przyzwyczaiła pani widzów do wyrazistych kreacji aktorskich, ale na szklanym ekranie dawno pani nie było.
- Dwa lata temu miałam swój rok w kinie. Wyszło pięć znaczących filmów z moim udziałem. Bardzo byłam wdzięczna za nagrody, które otrzymałam. Potem urodziłam dziecko, więc całkowicie się temu oddałam. Spełniłam też swoje kolejne marzenie i otworzyłam szkołę aktorską. Teraz powracam do telewizji, której mi brakowało. Tu pracuje się inaczej niż przy filmie, czy w teatrze, praca jest żywa i spontaniczna, taka forma aktywności zawodowej bardzo mi odpowiada.
Fakt, że jest pani mamą, pomógł na planie?
- Instynkt macierzyński mam doskonale rozwinięty od wielu lat (uśmiech). Sama bardzo szybko i głęboko nawiązuję relacje z dziećmi. Mój serialowy syn jest pewnym siebie, mądrym chłopakiem i bardzo fajnie nam się razem pracuje.
Bycie mamą to duże wyzwanie. Co dało pani macierzyństwo?
- Właściwie znalazłam swoje miejsce w świecie i jestem przekonana, że do tego właśnie zostałam stworzona. Mam rodzinę, o jakiej marzyłam, co jest dla mnie największym szczęściem. Dzięki rodzinie mam napęd, spokój i poczucie bezpieczeństwa. Jestem szczęśliwa i spełniona i niczego więcej nie szukam.
A jeśli chodzi o codzienne obowiązki, daje pani radę?
- Nie jestem typową kurą domową, wszystko robię w pędzie. Biorę udział w kilku projektach na raz, prowadzę szkołę, jestem mamą. Kiedy już mam chwilę w domu, wolę poświęcić ten czas mojej rodzinie, niż brudnym garnkom. Nie mam pustych przebiegów (uśmiech).
Intensywne życie bywa męczące. Jak ładuje pani swoje akumulatory?
- Nauczyłam się szybko regenerować. Najwięcej energii daje mi medytacja. Dzięki niej odpoczywam, resetuję się, uduchowiam i relaksuję. Łapię dystans i dostaję wszystko, czego potrzebuję. W medytacji tkwi nieprawdopodobna siła. To taka moja zamknięta bańka (uśmiech).
Rozmawiała Ola Siudowska.