Robert Rozmus: Znów jest wolny
Zaczął żyć z dnia na dzień i wreszcie poczuł, że żyje! Teraz każdy dzień traktuje niemal osobno. I nie zamierza zmieniać tej filozofii.
Można uczyć się od niego pozytywnego myślenia i radości życia. Robert Rozmus (50 l.) po prostu zaraża optymizmem. Zawsze dostrzega światełko w tunelu. W zasadzie nie wiadomo jak go przedstawić. Aktor, sportowiec, showman, konferansjer. Jest osobą o wielu talentach. I pewnie dlatego ma takie powodzenie u kobiet. Wieść o jego ślubie złamała niejedno damskie serce. Ale teraz jego wielbicielki mogą odetchnąć z ulgą, bo pan Robert znowu jest wolny...
Podobno miewa pan w swoim życiu okresy agresji i łagodności. Na jaki trafiłam?
Robert Rozmus: - Kto tak powiedział?
To ściśle tajne informacje. Proszę się jednak nie wymigiwać od odpowiedzi.
- Trafiła pani na bardzo dobry moment. Proszę się nie obawiać.
Szczęściara ze mnie!
- Też tak o sobie myślę. Wstaję z łóżka i cieszę się, że przede mną kolejny fantastyczny dzień. Nawet jeżeli czasami mam pod górkę, to tłumaczę sobie, że za chwilę się to zmieni. Prędzej czy później wiatr rozwieje najczarniejsze chmury i niebo znów się rozpogodzi. Mam w sobie bardzo wiele optymizmu!
To właśnie za to kochają pana te wszystkie kobiety!
- Mam jeszcze wiele innych atutów (śmiech). Powiem pani szczerze, że lubię swoją filozofię życia. Od pewnego czasu zacząłem żyć z dnia na dzień i nie zamierzam tego zmieniać. Doskonale mi się to sprawdza. Każdy dzień traktuję niemal osobno.
Nietypowe myślenie jak na 50-latka...
- Zdaję sobie z tego sprawę. Ale co ja zrobię, że z biegiem lat mój apetyt na życie rośnie? Mam przecież jeszcze sporo rzeczy do zrobienia.
To właśnie dlatego rozstał się pan z żoną?
- To jest już dużo bardziej skomplikowane.
Podobno emocjonalnie przeżywamy rozwód tak jak śmierć najbliższej osoby. Tak to pan odczuwał?
- Myślenie o rozwodzie należałoby podzielić na różne fazy. Z początku wydawało nam się, że to nasza największa życiowa porażka. Ale teraz już nie myślimy o tym w ten sposób. Układamy sobie życie na nowo, najlepiej jak potrafimy. Najważniejsze jednak jest to, że nadal mamy bardzo dobre relacje.
Panie Robercie, w bajki to ja już dawno przestałam wierzyć...
- Wiem, że ciężko w to uwierzyć. Na początku sam miałem z tym spore trudności. Ale naprawdę jakoś tak pięknie się to poukładało. Wspólnymi siłami udało nam się wszystko poskładać, a co najważniejsze dogadać. Dzięki temu możemy teraz na siebie patrzeć, umówić się na kawę i normalnie ze sobą porozmawiać. Negatywne emocje są już dawno za nami. Teraz będzie tylko lepiej. Nie ma innej opcji.
Rozumiem, że oczy i uszy ma pan teraz szeroko otwarte?
- Powiem tak - nie zamykam się na nowe relacje.
Robert Rozmus jest dżentelmenem?
- Zależy jak to pani rozumie?
Całowanie kobiet w dłoń, przepuszczanie w drzwiach, podawanie płaszcza...
- Jestem człowiekiem w średnim wieku, więc takie zachowania są dla mnie na porządku dziennym. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że teraz wszystko się zatraca...
A powinno być to takie oczywiste...
- Też nad tym ubolewam. Ale... gdy od czasu do czasu spotykam się z takimi zachowaniami, to w duchu się uśmiecham. Lubię, gdy mężczyźni w szczególny sposób obchodzą się z kobietami. Trzeba zwracać uwagę na wasze potrzeby i oczekiwania.
Gdyby wszyscy myśleli podobnie, nasze życie byłoby takie piękne...
- Wiem, że wszystkie szukacie takich mężczyzn. Czytacie książki, oglądacie filmy i później wzdychacie do wspaniałego Jamesa Bonda.
Szkoda tylko, że to nie wszystkim z was daje coś do myślenia.
- Moim zdaniem fajnie, że jest taka tęsknota. Szukajcie Jamesa drogie panie! Może kiedyś pojawi się nie tylko na ekranie.
Czasami naprawdę ciężko jest nam was zrozumieć...
- Jeżeli w ogóle takie porozumienie jest możliwe.
Ma pan co do tego wątpliwości?
- Oczywiście. Dużo mądrzejsi ode mnie je mieli i na pewno w dalszym ciągu mieć je będą.
Gdzie zatem leży problem? Wie pan?
- Nie potrafimy uśmiechać się do własnych słabości. A wydaje mi się, że właśnie to byłoby kwintesencją naszego porozumienia. Niby proste, a jednak skomplikowane.
To co robimy nie tak?
- To nie jest kwestia złego zachowania, wy po prostu jesteście tak skonstruowane.
Tak, to znaczy jak?
- Za wszelką cenę chcecie nas zmieniać i naprawiać. Może powie mi pani, że jest inaczej?
Nie jesteście lepsi! To wasze "gonienie króliczka" pozostawiam bez komentarza...
- To jest właśnie to, o czym wcześniej mówiłem. Taka jest nasza natura. A "gonienie króliczka" chyba każdy facet ma w genach. Działa w nas instynkt myśliwego. Niezależnie od tego czy jesteśmy w formalnym, czy też w nieformalnym związku. Zawsze tak będzie i trzeba się z tym pogodzić.
Alicja Dopierała
Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!