Robert Moskwa: 10 lat z "M jak miłość"
W sierpniu 2004 roku Robert Moskwa dołączył do obsady "M jak miłość". Czy czuje zmęczenie rolą Rogowskiego?
Podobno po wakacjach bierze pan rozwód? Czy to prawda?
Robert Moskwa: - Aż tak daleko nie jestem w stanie przewidzieć, jakie będą losy mojego bohatera. Mogę tylko powiedzieć, co wydarzy się w scenach, w których już zagrałem. Rozwodu jeszcze nie ma, ale rzeczywiście robi się bardzo "kwaśnie".
Czy gra w "M jak miłość" wciąż stanowi dla pana wyzwanie?
- Nigdy nie czułem się zmęczony tą rolą - tylko kapitan Kloss nie narzekał na brak akcji. Natomiast granie postaci w serialu tego typu czasami sprowadza się do wypowiadania na różne sposoby słów: "Dobranoc" albo "Czy napijesz się kawy?". Można z tego powodu wpaść we frustrację, ale można też pomyśleć, jak sto sześćdziesiąty szósty raz powiedzieć "Dzień dobry", żeby brzmiało inaczej. I ja właśnie tak robię.
Jednak wyzwanie!
- Takie spojrzenie jest mi zdecydowanie bliższe. Poza tym w tej chwili absolutnie nie mogę narzekać na brak aktorskich wyzwań, bo dużo dzieje się wokół mojej postaci. W każdej scenie gram na wysokich amplitudach i to jest fantastyczne.
Czy na planie serialu można znaleźć przyjaźń?
- To słowo bardzo dużo dla mnie znaczy, według mnie przyjaźń wykuwa się w ogniu, dlatego mogę tak nazwać może trzy osoby. Ale chyba nikt się nie obrazi, jeśli powiem, że na planie mam bardzo dobrych kolegów i koleżanki, z Gosią Pieńkowską na czele. Naszą relację doceniłem jeszcze bardziej po latach, kiedy bliżej ją poznałem.
Poza aktorstwem zajmuje się pan szkoleniami samoobrony, w tym także dla pań...
- Nie używam hasła "samoobrona", bo to określenie oznacza bijatykę, czyli przygotowanie kobiety do konfrontacji z facetem i żeby jeszcze dała radę. Uważam, że jeśli już dochodzi do rękoczynów, kobieta ma znikome szanse na obronę. Dlatego prowadzę wykłady z bezpieczeństwa, w których tłumaczę, co należy zrobić, żeby do tej bijatyki nie doszło.
Ciekawa jestem, jakie są według pana Polki - wojowniczki czy raczej ciche myszki?
- Z całą stanowczością mogę stwierdzić, że polskie kobiety tkwią w szponach stereotypów. Mówię to dlatego, że są mi bardzo bliskie, jestem takim "feministkiem". Czasami spotykam się ze stwierdzeniem, że nie mają prawa bronić się przed brutalnym mężem, bo tak jest ułożony świat! Takie poglądy traktuję jako wielkie pole do działania i dlatego od wielu lat mocno udzielam się, żeby zmieniać ten sposób myślenia.
Marzena Juraczko
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!