"Ranczo": Viola Arlak zdradza sekrety serialu
Praca na planie "Rancza" to czysta przyjemność! Tego zdania jest nie tylko Viola Arlak, która gra senatorową Kozioł. Smak wielkiej przygody poznaliśmy i my! Byliśmy na planie ostatniego odcinka. Czy będzie ciąg dalszy?
Pani Violu, miłość i polityka to najważniejsze hasła życia Haliny Kozioł, którą gra pani w serialu "Ranczo", prawda?
- Żeby było śmieszniej, taki sam tytuł - "Miłość i polityka" - nosi sztuka francuskiego autora Pierre Sauvila, w której zostałam obsadzona w warszawskim Teatrze Kamienica! Premiera już w lipcu. Zapraszam.
Widać rola w serialu działa inspirująco na inne obszary pani życia zawodowego?
- Niewykluczone, aczkolwiek moja postać w tej sztuce w niczym nie przypomina serialowej Haliny.
Bo i drugiej takiej ze świecą szukać! Niektórzy twierdzą, że Halina Kozioł to prawdziwa perła pośród wszystkich, znakomitych zresztą, "ranczerskich" kreacji.
- To zasługa rewelacyjnego scenariusza - bez niego nie byłabym w stanie tak tej roli zagrać. Trzymam się kurczowo tekstu i nawet nie próbuję nic w nim zmieniać, co z jednej strony jest dość wygodne, ale z drugiej rodzi trudność "wkuwania" wszystkiego na blachę. Ale tak musi być, wszak Halina ma swój język i styl, dalece odmienny od mego własnego.
Styl stylem i język językiem, ale jej powab i cała gama kobiecych walorów to już zasługa pani fizyczności.
- Jakie walory są - każdy widzi. Tak mnie już natura obdarowała i nie jest to efekt żadnych operacji plastycznych (śmiech). Czasem poczytuję to sobie za błogosławieństwo, a czasem zmorę, bo bywa, że ludzie klasyfikują mnie przez pryzmat... rozmiaru, a nie wrażliwości.
Ponoć swego czasu, gdy pracowała pani w muzeum, zarzucono pani... odciąganie uwagi zwiedzających od eksponatów!
- Mam różne przygody, można by książkę napisać.
Pisać też i mówić bez końca można o fenomenie "Rancza", którego widzowie wciąż pragną, podczas gdy wiele seriali znika już po pierwszej części i nie udaje im się zaskarbić zainteresowania. Na czym polega wasz sukces?
- Myślę, że składa się nań wiele czynników - to projekt ciekawie pisany, profesjonalnie reżyserowany i dobrze grany! My wszyscy powtarzamy do znudzenia, że praca na planie "Rancza" to czysta przyjemność i widać ta pozytywna energia też jakoś emanuje z ekranu.
Niebawem znów będzie okazja do spotkania, bo już za parę tygodni ruszają zdjęcia do 9. sezonu serialu. Uchyli pani rąbka tajemnicy, co w nim się będzie działo?
- Nic jeszcze nie wiem. Zazwyczaj my, aktorzy, dowiadujemy się o tym na samym końcu. Uwielbiam moment, kiedy przychodzimy na pierwszą próbę. Nasz serial, jako jeden z niewielu, zachowuje zwyczaj "próbowania" przed wejściem na plan i wówczas odkrywa się przed nami karty. Dlatego też, by nie psuć sobie tej przyjemności, nie dopytuję się wcześniej, nie szukam "przecieków".
Z pewnością jednak po raz kolejny pani bohaterka znajdzie się w centrum wydarzeń, otoczona wianuszkiem adoratorów - byłych i obecnych, wśród których jest miejscowy lekarz, aptekarz, no i, rzecz jasna, mąż, senator Kozioł!
- No właśnie, senator, nie wójt, więc jednocześnie Halina od dawna już nie jest wójtową, a senatorową, jednakże tak się już utarło, że widzowie niezmiennie tytułują nas wójtostwem! Próbowałam z tym walczyć, widać jednak siła przyzwyczajenia jest większa. Przy okazji chciałaby zwrócić tu uwagę na fenomenalną wręcz, podwójną rolę Czarka Żaka. Czekam, aż w końcu ktoś da mu za nią jakąś formalną nagrodę, zdecydowanie mu się należy, poza powszechnym uwielbieniem widzów.
Pani bohaterka też budzi sympatię. Czuje to pani?
- Oczywiście, a najmocniej to do mnie dotarło, kiedy odpadłam po pierwszym odcinku "Tańca z gwiazdami". Wtedy się przekonałam jak wielu ludziom brakuje, że już nie będą oglądać... "wójtowej"! (śmiech)
A pani - nie żal było rozstać się z tańcem?
- Ja się z nim nie rozstałam, to tylko program! Tańczę przez całe życie, w duszy mi gra muzyka, a ciało zawsze jest skłonne do podrygiwania w jej rytm. Tego nigdy nie zaprzestanę!
Rozmawiała Jolanta Majewska-Machaj