Przystojny i wciąż do wzięcia
Rola Kuby Ziobera w "M jak miłość" przyniosła mu wielką popularność, a jednak po sześciu latach aktor żegna się z serialem. Jak Przemysław Cypryański pokieruje teraz swoim życiem i karierą artystyczną?
Wykonywał różne zawody, skończył studium aktorskie, studiuje psychologię, ale swoją przyszłość Przemysław Cypryański wiąże z aktorstwem.
Młody, przystojny i wciąż do wzięcia - tak o tobie piszą media...
- Ani taki przystojny, ani już taki młody, pojawiły się pierwsze siwe włosy.
A do wzięcia?
- Od jakiegoś czasu rzeczywiście jestem sam. Ale nie lubię o tym mówić, bo rozsieją się potem te informacje po internecie i zrobi się z tego oferta matrymonialna. A tego bym nie chciał.
Czy zdarza się, że ktoś przekracza twoje granice prywatności?
- Czasami ludzie traktują nas przedmiotowo - masz tu stać, robić zdjęcia, zdjąć czapkę, okulary... Wiele też zależy od ról, które gramy. Jeśli bohater jest pozytywny, to reakcje są miłe, a jeżeli negatywny to, niestety, czasami są kłopoty. Krytyka, wyzwiska. Ludzie utożsamiają nas z postaciami z serialu.
Twój bohater z "M jak miłość" jest pozytywny, a jednak postanowiłeś odejść.
- To była trudna decyzja, ale musiałem ją podjąć. Długo analizowałam plusy i minusy. Plusów było wiele i to one trzymały mnie te sześć lat w serialu.
A minusy?
- Zdarzały się ciekawe propozycje, których nie mogłem przyjmować. Tak nakazywała mi lojalność wobec serialu. Jednak wiosną pomyślałem, że albo pójdę za ciosem i zrezygnuję, albo po latach powiem sobie, że źle zrobiłem. Wątek Kuby był w serialu ostatnio zminimalizowany, a scenariusze nie zapowiadały, że coś się zmieni. Pożegnaliśmy się w zgodzie. Mój bohater wyjedzie za granicę.
Jako dziecko miałeś inne pomysły na życie?
- Chciałem być strażakiem, księdzem, biegaczem, piłkarzem, ot takie pomysły małego chłopca.
Byłeś dobrym i grzecznym uczniem?
- Tak, czasami myślę, że niestety, bo chyba bycie urwisem jest ciekawsze. Słuchałem się rodziców, byłem wzorowym uczniem i jeszcze ministrantem, to wszystko powodowało, że nie chciałam nikogo zawieść. No i w jakiś sposób zobowiązywało do bycia grzecznym dzieckiem.
Jesteś aktorem, ale wiem, że jeszcze studiujesz psychologię.
- Tak, na uczelni, na której chyba z 90 proc. studentów to kobiety. Studiuje się zatem przyjemnie. Jestem już na ostatnim roku i mam pewne pomysły zawodowe związane z tym kierunkiem.
A jednak twoje nowe projekty filmowe związane są z aktorstwem?
- Z moim przyjacielem Adamem Molakiem angażujemy się teraz w sitcom "Kumple". Adam jest pomysłodawcą i autorem scenariusza. Bohaterami są dwaj kumple, którzy przyjeżdżają do dużego miasta w poszukiwaniu wrażeń i fajnego życia. Jeden jest bardzo otwarty na świat, o kobietach wie wszystko, tak mu się wydaje, a drugi spokojny, nieśmiały.
Chciałbyś w przyszłości zostać producentem lub reżyserem?
- Każdy aktor chce reżyserować! Mało tego, wszyscy reżyserują! Ilu jest aktorów na planie, na scenie, tylu jest reżyserów, plus ten jeden właściwy oczywiście.
Rozmawiała Edyta Karczewska-Madej