Prokop: Z Wellman jak z siostrą
Marcin Prokop, jeden z najwyższych dziennikarzy, słynie z ciętej riposty i sarkastycznego poczucia humoru. Znany jest przede wszystkim, jako prowadzący "Dzień dobry TVN" w parze z Dorotą Wellman, a także show "Mam talent!", gdzie partneruje Szymonowi Hołowni.
Z Wellman pracuje od wielu lat. Przed "Dzień..." prowadzili takie programy, jak: "Podróże z żartem" i "Pytanie na śniadanie". Jak sam mówi, są jak medialne rodzeństwo, które łączy niemal telepatyczna więź.
- Rozumiemy się w pół słowa. Często zdarza się, że bez wcześniejszego umawiania lub interwencji stylisty, przychodzimy na nagranie podobnie ubrani. Wyczuwamy wzajemnie swoje nastroje. Mimo częstych różnic zdań, nie zdarzyła nam się nigdy poważna kłótnia. Normalnie sielanka różowym lukrem polewana! - opowiada dziennikarz.
Prokop dodaje też, że uwielbia wady Doroty, które według niego są urocze i nieszkodliwe, a bawią go szczególnie jej skłonności do koloryzowania opowiadanych historii.
- Dzięki temu opowieści z cyklu 'poszłam po bułki do sklepu, strasznie padało i szczekał pies', stają się wstrząsającymi przygodami, których nie powstydziłby się Indiana Jones - żartuje.
Prezenter podkreśla, że mimo tego, iż Wellman często zgrywa "twardziela", to jest jedną z najwrażliwszych osób, jakie zna.
- Muchy by nie skrzywdziła. Ale niektórzy się nabierają i autentycznie się jej boją. Czasami dzwonią do mnie, żeby mnie poprosić o przekazanie jej czegoś, bo sami nie mają śmiałości" - śmieje się.
Mimo że Prokop wstaje o 5:00 rano, to przekonuje, że wprost przepada za tą porą dnia.
- Lubię ten moment, kiedy wokół jest jeszcze tak cicho, że słychać, jak szumi krew i czuję, jakbym był na świecie sam. Taka chwila higieny dla umysłu, zanim zakrzyczy go zgiełk codzienności - tłumaczy.
W pracy fascynuje go to, że każdy program jest inny. Dodaje też, że nie zniósłby tego, gdyby codziennie musiał robić to samo.
- Program na żywo, w którym wszystko może się zdarzyć, daje większą adrenalinę niż skok na bungee. Kocham nieprzewidywalne sytuacje, uwielbiam improwizować. Byłbym fatalnym aktorem. Kiedy muszę nauczyć się jakiegoś tekstu na pamięć, strasznie cierpię! - opowiada.
Swoją dziennikarską pasję odkrył po studiach na wydziale finansów. Wybrał media, dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności.
- Nigdy nie bałem się wyzwań, więc kiedy wiele lat temu przez przypadek trafiłem na casting do MTV, z marszu stanąłem przed kamerą. Na luzie. Następnego dnia oddzwonili, że mam tę robotę, chociaż wcale się o nią nie starałem. Tak było z większością rzeczy, które mi się przydarzyły. Gdybym wierzył w przeznaczenie, miałbym najlepsze dowody na jego istnienie - podsumowuje prezenter.
Z Marcinem Prokopem rozmawiał Maciej Misiorny.
Więcej czytaj w magazynie "Tele Tydzień"