Reklama

Perfekcjonista Piotr Adamczyk

Scenariusz "Samej słodyczy" był napisany specjalnie dla niego. Piotr Adamczyk opowiada, dlaczego lubi ten serial, zdradza także swój przepis na odniesienie zawodowego sukcesu.

Wcielał się pan w postać Fryderyka Chopina, który grał na fortepianie. W "Samej słodyczy" też jest Fryderyk, który gra... na saksofonie.

Piotr Adamczyk: - Trochę poćwiczyłem. Mam instrument w domu, nauczyłem się odpowiednio go trzymać, przygotowałem nawet kilka muzycznych numerów. Prywatnie słucham jazzu z wielką przyjemnością.

Czym różni się ta postać od Andrzeja z "Przepisu na życie"?

- Nieporadny i zagubiony Andrzej, czyli pierdołowata Żabcia, to typowo komediowa postać. W nowym serialu mój bohater ma niewiele wspólnego z rozśmieszaniem. To raczej nudny człowiek, zamknięty w sobie mruk, samotnik. Inni aktorzy mogą szarżować i robić miny, ja nie. Ale lubię właśnie ten liryczny ton, wątek zawiedzionej miłości, nieudanego małżeństwa, miłości do syna.

Reklama

Życie pana bohatera wywróciło do góry nogami pojawienie się małego Stasia.

- Staś grany przez Olafa Marchwickiego to prawdziwy ancymon. Praca z dziećmi jest dla mnie bardzo ciekawa, miałem już kilka takich doświadczeń aktorskich. W swoim podejściu do zawodu bywam czasami nadmiernie precyzyjny, chciałbym, by wszystko na planie było ułożone, a dzieci wprowadzają element dużej losowości, są naturalne, spontaniczne. Z nimi każdy dubel jest inny.

A chciałby pan mieć taką mamę jak Fryderyk?

- Chyba nie. Nadopiekuńczość Izabelli w naszym serialu jest elementem komediowym. Bo to zabawne, widzieć 40-letniego faceta, któremu mamusia przynosi kanapki do pracy. Jeśli o mnie chodzi, jako 17-latek wyprowadziłem się z domu, szybko się usamodzielniłem, ale z mamą mam silną, bardzo dobrą relację.

Rozpoczęły się zdjęcia do kolejnego sezonu "Czasu honoru"...

- Tak, znowu włożę mundur i zagram esesmana Larsa Rainera. Wracamy do czasów wojny i powstania warszawskiego, mój bohater będzie więc panem życia i śmierci... Bałem się zaszufladkowania, szczególnie po filmie, w którym wcieliłem się w papieża Jana Pawła II. Była to tak ważna rola, że mogła zaciążyć na kolejnych propozycjach zawodowych. Na szczęście gram różnorodne postaci.

Możemy również oglądać pana w miniserialu "Piąty stadion". Jest pan kibicem piłki nożnej?

- Powiem szczerze, że zacząłem być, od kiedy gram Borysa, właściciela baru zafascynowanego piłką nożną. Komentując mecze naszej reprezentacji, sam zainteresowałem się tą dyscypliną.

W tym roku po raz kolejny weźmie pan udział w triathlonie?

- Tym razem zobowiązałem się, że pobiegnę w październiku w poznańskim maratonie. Mam jeszcze czas, by się przygotować. Trenuję, bywały dni, kiedy na plan "Samej słodyczy" dobiegałem.

Słyszałam, że już jako licealista sporo pan biegał.

- W klasie humanistycznej byłem rodzynkiem. Miałem dowcipnego nauczyciela wf-u, który mówił: "Adamczyk, zbiórka! Kolejno odlicz. Mamy stuprocentową frekwencję, no to w co będziecie dzisiaj grać?". Kończyło się na tym, że truchtałem wokół boiska. To bieganie weszło mi w krew.

Czego potrzeba, by odnieść sukces?

- Chyba nie ma na to przepisu. Na pewno trzeba kochać to, co się robi. Praca sprawia mi ogromną przyjemność. Nie wiem, jaki inny zawód mógłbym wykonywać.

Rozmawiała Ewa Modrzejewska.

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Kurier TV
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy