Reklama

Paweł Wawrzecki: Mówią mi, że powinienem dostać Oscara

4 lipca Paweł Wawrzecki odciśnie swoją dłoń na płycie Alei Gwiazd w Międzyzdrojach.

W Międzyzdrojach zostanie pan uhonorowany gwiazdą. Cieszy się pan?

Paweł Wawrzecki: - To miłe. To dowód, że funkcjonuję w świadomości ludzi, że mnie kojarzą. Seriale "Daleko od noszy" czy "Graczykowie" są powtarzane w telewizji i gdzie się nie ruszę, słyszę, że ludzie to lubią. I to w zaskakujących miejscach, np. w Santa Fe, czy na Florydzie w Sarasocie, gdzie praktycznie nie ma Polonii. Mówią mi często, że za te role powinienem dostać Oscara. Ale ja o nim nie marzę. Gdyby była inna rzeczywistość, gdybym jeszcze raz zaczynał karierę, gdybym lepiej znał angielski...

Reklama

To prawda, że kiedy dostaje pan rolę, to martwi się, czy jej podoła?

- Z każdą rolą zaczynam od zera. Nie jestem pewny, czy dam radę, czy stworzę coś interesującego. W Teatrze Studio gram konia na biegunach. Kombinowaliśmy z czapką, że będzie grzywa, ogon. A na próbach wyszło, że mógłbym nie mieć kostiumu. Podszedłem do tego konia filozoficznie, gram ciałem i mam z tego ogromną satysfakcję.

Ja mam satysfakcję, kiedy oglądam pana epizod w "Misiu".

- Fantastycznie czułem się na planie w towarzystwie Barei, Tyma, Pokory... Kręciliśmy raptem trzy dni, ale to było coś niesamowitego! Bareja miał dobre oko, zwracał uwagę na bezsens tamtych czasów. Te teksty funkcjonują do dziś, są uniwersalne.


Podobno spotkał pan kiedyś w realu doktora Kidlera z "Daleko od noszy"?

- Nie uwierzyłaby pani, że taki ktoś naprawdę istnieje! Niektórzy myślą, że gram grubą kreską Kidlera, ale ten człowiek dokładnie taki był! Jak się denerwował, zachowywał się specyficznie, robił dziwne miny. Nie mogłem na niego patrzeć, bo "wymiękałem"! Potem przefiltrowałem go przez siebie i znalazłem sposób na grę. Nie jest łatwo. Trzeba być dobrze przygotowanym, czujnym i napiętym.

Ale ostatnio mało pana w telewizji...

- Dostaję propozycje, ale sporo wyjeżdżam. Nie chciałem łapać byle czego. Przez 15 lat cały czas kręciłem, więc uznałem, że warto odpocząć. Choć teraz coś się szykuje...

Może z Krzysztofem Jaroszyńskim?

- Tak. Podoba mi się scenariusz. Jest śmieszny i już cieszę się na współpracę. Na razie nic więcej nie mogę powiedzieć.

Przez całą karierę ma pan szczęście do grania z fantastycznymi gwiazdami.

- Jeszcze na studiach trafiłem do Teatru Współczesnego prowadzonego przez Erwina Axera. Kiedy pierwszy raz wszedłem do garderoby, nie mogłem wyjść z podziwu, bo tam było nazwisko na nazwisku - Mrozowska, Englert, Świderski! Ci wielcy aktorzy byli przystępni i pomocni. Irena Kwiatkowska, z którą pracowałem w telewizji, była fantastyczną i bardzo wymagającą aktorką. Kochała utalentowanych ludzi, nieprzygotowanych nie znosiła. Bardzo lubiłem z nią pracować. Potem Dziewoński zaprosił mnie do Kwadratu, w którym królowali Kobuszewski, Gajos, i wielu innych.

Dzisiaj pan pewnie budzi podobny szacunek wśród młodych aktorów?

- Nie udaję, że jestem nie wiadomo kim. Wielu młodych ludzi wie, że na sympatię i szacunek trzeba zapracować. Kiedy mówienie sobie po imieniu zaproponował mi Janek Englert, to była dla mnie nobilitacja, dowód, że ktoś mnie docenił, zwrócił uwagę na moje umiejętności. Też przechodzę z młodymi na "ty". Ale czasem trafia się ktoś, kto mówi mi, gdzie mam stanąć i co robić... Ludzie, kiedyś to było nie do pomyślenia! Gdybym powiedział Łomnickiemu, co ma robić, to bym wyleciał z teatru!

Oprócz pracy kwitło wtedy też życie towarzyskie....

- Dobrze się bawiliśmy, mieliśmy poczucie humoru, nigdy nie wylewaliśmy za kołnierz, ale też nie przesadzaliśmy. To wielkie wyróżnienie, że mogłem spędzić wieczór przy wódce np. z Danielem Olbrychskim, czy Markiem Perepeczko. To były fantastyczne czasy, trudne, ale bardzo ciekawe.

Rozmawiała Ewa Gassen-Piekarska

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

To i Owo
Dowiedz się więcej na temat: Paweł Wawrzecki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy