Pasje Aleksandry Woźniak
Aleksandra Woźniak właśnie dołączyła do "Barw szczęścia". W przeciwieństwie do swojej bohaterki, aktorka jest szczęśliwą kobietą, która odnajduje się w roli pani domu.
Mieszka pani w Gdańsku. Czy teraz, dzięki serialowi "Barwy szczęścia", częściej odwiedza pani Warszawę?
Aleksandra Woźniak: - Rzeczywiście, odkąd dołączyłam do obsady "Barw szczęścia", częściej zaglądam do stolicy. Choć i wcześniej, jako ambasadorka i prezenterka stacji Romance TV, bywałam i bywam tu dość regularnie.
Pani serialowa bohaterka, Dominika Sadowska, wydaje się być interesującą postacią.
- Bardzo! Historia mojej bohaterki została wpleciona w losy Kasi Górki, którą gra Katarzyna Glinka, oraz Łukasza Sadowskiego (Michał Rolnicki). To on jest biologicznym ojcem dziecka Kasi - Ksawerego Juniora, który pilnie potrzebował przeszczepu szpiku. Dominika jako żona Łukasza musi uporać się z nową sytuacją...
Przyznaję - skomplikowany układ! Jak pani bohaterka radzi sobie z faktem, że jej mąż ma dziecko z inną kobietą?
- Dominika jest wrażliwą i kruchą osobą. Do zagrania mam wiele ekstremalnych emocji - od smutku, poprzez rozpacz, na depresji kończąc. A takie sceny to miód na serce aktorki. Im postać jest bardziej skomplikowana i nieszczęśliwa, tym bardziej mogę rozwinąć skrzydła jako aktorka. A Dominika właśnie do takich bohaterek należy, dlatego jeżdżę na plan z prawdziwą przyjemnością.
A jak wygląda pani życie na Wybrzeżu?
- Do Gdańska przeprowadziłam się 2 lata temu, razem z moimi bliźniaczkami, Anią i Julią, ze względu na mojego ówczesnego narzeczonego, a obecnie męża. Toczy się tu moje życie rodzinne - pranie, gotowanie, sprzątanie, zakupy, odrabianie z dziećmi lekcji. Głównie wiodę tu życie normalnej mamy i żony. Można powiedzieć, że w Gdańsku mam dom, a w Warszawie pracę. Przede wszystkim jednak robię to, co jest moją największą pasją - jestem mamą.
Córki pomagają mamie w kuchni?
- Mają swoje obowiązki. Należy do nich wkładanie i wyjmowanie naczyń ze zmywarki. Jednak z racji tego, że nie fascynują się jedzeniem, rzadko zaglądają do kuchni. No, chyba że robię akurat ich ulubione naleśniki z czekoladą.
A zdarza się pani przygotowywać romantyczne kolacje tylko we dwoje?
- Oczywiście, kiedy jest odpowiednia okazja - jakaś rocznica czy jubileusz - trzeba to odpowiednio uczcić. Czasem wychodzimy do restauracji, innym razem, kiedy mąż wraca z pracy, czeka na niego superromantyczna kolacja - świece, pięknie nakryty stół, a na nim jakieś pyszne danie.
Niedawno miała pani szczególny powód do świętowana - 40 urodziny! Jak je pani uczciła?
- W tym celu specjalnie przyjechaliśmy z mężem i córkami do Warszawy. Zorganizowałam w dwóch restauracjach przyjęcia. Jedno dla rodziny, a drugie, wieczorem, dla przyjaciół. Były smakołyki, dwa torty, dwukrotnie odśpiewano mi sto lat, a świętowaniu na obu imprezach nie było końca. Myślę, że moje 40. urodziny zostały wyprawione z należytą pompą (śmiech).
Rozmawiała Ewa Jaśkiewicz.