O fenomenie "Tańca z gwiazdami"
Średnio 4,62 mln widzów oglądało zakończoną kilka dni temu 12. edycję "Tańca z gwiazdami". Wpływy z samych reklam nadawanych w przerwach programu wyniosły ponad 60 mln złotych. Przytoczone liczby chyba wyraźnie wskazują, że Polacy wciąż chcą oglądać wyginających się na parkiecie celebrytów i najpewniej już wiosną przyszłego roku dostaną kolejną ich porcję.
Zastanówmy się, na czym tak właściwie polega fenomen show, które w ciągu ostatnich pięciu lat doczekało się aż 12. edycji? Spróbujmy także odpowiedzieć sobie na pytanie, co powinni zrobić producenci, żeby "Taniec z gwiazdami" był jeszcze lepszy i co dla nich ważniejsze - generował większe zyski?
Pewnie niewielu widzów pamięta, że pierwszą edycję "Tańca z gwiazdami' prowadzili Hubert Urbański i Magda Mołek. Dziennikarka szybko została jednak zmieniona przez Katarzynę Skrzynecką, która w tejże pierwszej edycji zajęła czwarte miejsce. W dosyć brutalny sposób okazało się, że tego typu program to nie jest "bajka" Mołek, która zdecydowanie lepiej czuje się w kameralnych rozmowach i wywiadach ("Dzień Dobry TVN", "W roli głównej"), niż w prowadzeniu dużego, mocno komercyjnego show. Nieco dłużej utrzymał się w programie gospodarz "Milionerów", którego Piotr Gąsowski (zajął piąte miejsce w drugiej serii "TzG" - na planie której poznał zresztą swoją obecną partnerkę, tancerkę Annę Głogowską) - zmienił dopiero po piątej edycji.
Niespodziewanie okazało się, że Gąsowski i Skrzynecka to producencki strzał w dziesiątkę, przede wszystkim dlatego, że oboje wzbudzają olbrzymią sympatię Polaków. Ciężko powiedzieć z czego to właściwie wynika, ale najtrafniejsza wydaje się odpowiedź, że z powodu ich, przepraszam za określenie, przeciętności. Oboje ani nie są bowiem ani specjalnie atrakcyjni, ani nadzwyczajnie błyskotliwi, a już na pewno nie niesamowicie zabawni (ich żarty trzeciego sortu przypominają słynne anegdotki Karola Strasburgera), a mimo to widownia programu za nimi przepada i nie wyobraża sobie lepiej dobranej pary gospodarzy. To zresztą nie pierwszy w naszym kraju przypadek, gdy bylejakość gospodarzy programu jest jedną z jego największych zalet.
W odróżnieniu od pary prowadzących, od pierwszej edycji "Tańca z gwiazdami" skład jury, oceniającego uczestników programu, pozostaje niezmienny. Zresztą po co modyfikować coś, co od samego początku zdaje egzamin. Iwona Pavlović, Beata Tyszkiewicz, Piotr Galiński i Zbigniew Wodecki zostali dobrani według dosyć oczywistego klucza 2+2. Pavlović (była tancerka, obecnie międzynarodowy sędzia) i Galiński (uznany i ceniony choreograf) to specjaliści, znający się na tańcu, jak mało kto w naszym kraju, którzy pełnią w show rolę "złego policjanta". Natomiast Tyszkiewicz i Wodecki to niegdysiejsze gwiazdy sceny i estrady, o tańcu mający takie pojęcie, jak pozostała dwójka o specyfice gry aktorskiej i grze na skrzypcach. Ich zadaniem jest dopieszczać, chwalić, wygłaszać peany i śpiewnie podziwiać kolejne, nawet najbardziej nieudane tańce uczestników, i co najważniejsze, dawać im za nie słynne "10".
Szczerze przyznam, że jestem, i pewnie nie ja jedyny, zaskoczony aż tak skutecznym współgraniem wspomnianych członków jury. Zwykle w polskich programach jurorzy to bardzo medialni specjaliści w dziedzinie, w której mają sprawdzać swoje siły zawodnicy ("osoby z ulicy" lub celebryci). Zazwyczaj też słyną oni z ciętego języka, który nierzadko wypróbowują na kolejnych uczestnikach lub... na sobie nawzajem. W "TzG" poza wyzywaniem się od czarnych mamb i innych żmij przez "Beatkę i Iwonkę" czy dosyć specyficznych żartów Galińskiego ("Nie jesteś zazdrosny, kiedy on tak magluje twoją panienkę na parkiecie?" - do Gąsowskiego, "Ty lubisz jak facet ma coś sztywnego!" - do Tyszkiewicz), raczej tego nie uświadczymy.
Widocznie naród woli jednak jak wszystko jest ładnie i przyjemne - w stylu Małgorzaty Foremniak w "Mam talent!", niż wzbudzające kontrowersje - jak niektóre wypowiedzi Kuby Wojewódzkiego w tymże show.
Ciężko stwierdzić na jakiej zasadzie dobierane są gwiazdy do kolejnych edycji programu - czasem można odnieść wrażenie, że kluczem jest tu klasyczna "łapanka". Jeśli tylko jakieś nazwisko jest akurat na czasie, albo kogoś trzeba by wy- lub podpromować, to zakontraktowanie go na parkietowe wygibasy wydaje się rozwiązaniem idealnym. Gdy "Taniec..." startował, rekordy popularności bił serial "M jak miłość", stąd liczna obecność jego gwiazd (Katarzyna Cichopek, bracia Mroczek, Joanna Koroniewska, Przemysław Cypryański) w pierwszych edycjach show, w których zajmowali zresztą bardzo wysokie miejsca. Później telewizja TVN postanowiła nieco zainwestować w rodzimych (głównie serialowych) celebrytów i to oni stali się najgłośniejszymi nazwiskami kolejnych edycji (Anna Guzik wygrała szóstą, Agata Kulesza - siódmą, Dorota Gardias - dziewiątą, Anna Mucha - dziesiątą, a Julia Kamińska - jedenastą odsłonę show).
Ważne jest również to, by zatrudniać gwiazdy, które gwarantują wysoką oglądalność, na czym najbardziej zależy przecież producentom show. Niestety bardzo znane nazwiska wymagają również specjalnych nakładów finansowych za kolejne odcinki, w których się pojawiają, dlatego z tym też nie można przedobrzyć. Jak jednak pokazuje przykład ostatniej edycji, czasem warto więcej zainwestować, bo później zyski okazują się nieporównywanie wyższe. Dla przykładu: w 11 edycji "TzG" największymi gwiazdami były znane niemal wyłącznie z seriali: Julia Kamińska, Olga Bołądź, Aleksandra Szwed i Katarzyna Glinka. Wynik: 4,269 mln widzów i 45,5 mln zł zarobionych dzięki przychodom z reklam. W 12. edycji pojawiły się natomiast tak uznane nazwiska, jak: Edyta Górniak, Andrzej Gołota, Monika Pyrek, Dorota Zawadzka, Robert Korzeniowski czy Patricia Kazadi. Efekt: ponad 350 tys. więcej widzów, a przede wszystkim wpływy z reklam o 15 mln złotych wyższe. Aż strach pomyśleć, ile trzeba będzie zapłacić kolejnym celebrytom, by ten wynik pobić!
Tak naprawdę w porze nadawania programu (niedziela, godz. 20:00) jedyną liczącą się konkurencją dla "Tańca..." był serial TVP1 "Miłość nad rozlewiskiem". Joannie Brodzik i przyjaciołom udało się zresztą kilkukrotnie przyciągnąć wyższą oglądalność niż rozrywkowemu show TVN-u, co jednak spowodowane jest raczej jego większą dostępnością (w końcu to TVP), a nie niesłychanie wysokim poziomem. Dlatego warto spojrzeć na konkurencję "TzG" nieco szerzej, z perspektywy programów rozrywkowych.
W tym gronie taneczny program ustępuje jedynie nadawanemu w tej samej stacji show "Mam talent!", którego trzecia edycja przyciągnęła aż 5,276 mln widzów. Z "TzG" udawało się czasem nawiązać walkę także programowi "Jaka to melodia?", który czasem okazywał się lepszy nawet od sobotniego show TVN-u. Pozostałe rozrywkowe programy nadawane w polskiej telewizji - także te znane ze stacji rodziny Walterów, typu "Top Model. Zostań modelką" czy "You Can Dance - Po prostu tańcz" - osiągają już zdecydowanie gorsze wyniki, na co niebagatelny wpływ ma z pewnością pora ich nadawania (gorsza pora roku, mniej atrakcyjny dzień tygodnia i godzina) oraz nakłady finansowe (mniejsza ilość gwiazd wśród uczestników czy jurorów, a tym samym mniej atrakcji, gościnnych występów celebrytów, itp.).
Biorąc pod uwagę ostatnie edycje "Tańca z gwiazdami" wydaje się, że program jest coraz bliżej swoistego ideału. Raczej nie należy spodziewać się zmian personalnych czy technicznych, zapewne nie zostanie w żaden sposób zmodyfikowana jego formuła. Widzom programu wystarcza bowiem to, co w większość niedziel w roku otrzymują, nie oczekują od tego show niczego więcej, więc też nikt na siłę nie będzie ich u(nie)uszczęśliwiał. Jak wykazują statystyki jedyne, co ma na oglądalność programu jakiekolwiek znaczenie, to skala gwiazd biorąca udział w danej edycji, i w tym zapewne względzie producenci będą się musieli postarać przy okazji 13. (pechowej?) edycji show.
Zresztą pojawiają się już konkretne nazwiska uczestników, którzy mieli by tym razem zatańczyć. Wśród nich znajdują się klasycznie serialowe gwiazdy TVN-u, tym razem znani z "Majki": Joanna Osyda, Tomasz Ciachorowski i Marieta Żukowska. Podobno na parkiecie nie zabraknie również gwiazd poprzedniego hitu tej stacji - "BrzydUli": Filipa Bobka i Mai Hirsch. Według pogłosek wiosną podziwiać będziemy również taneczne umiejętności Martyny Wojciechowskiej. Na liście uczestników 13. edycji show, ujawnionej niedawno przez jedną z gazet, znaleźli się również m.in.: Maciej Dębosz i Sasha Strunin.
W tym zestawieniu wyraźnie brakuje jednak polityków i sportowców. Może by tak sięgnąć tym razem po najwyższą półkę. Ciekawe czy wiosenne plany mają już Donald Tusk, Bronisław Komorowski, Adam Małysz i Justyna Kowalczyk? Ależ byłaby oglądalność!
Na koniec sonda, przeprowadzona w Krakowie przy okazji jednej z wcześniejszych edycji programu. Można się z niej m.in. dowiedzieć, kto właściwie ogląda taneczne show: