Reklama

Nowy Jork konkuruje z Hollywood

Nowy Jork z sukcesem konkuruje z Los Angeles w produkcji filmowej. W sezonie jesiennym powstanie tutaj m.in. rekordowa liczba 23 seriali telewizyjnych.

Przemysł filmowy zasila lokalną gospodarkę 100 tys. miejscami pracy i pięcioma miliardami dolarów. Wyraźnie zadowolony jest z takiego obrotu rzeczy burmistrz Michael Bloomberg.

"W trudnej sytuacji finansowej, w naszym mieście powstaje więcej programów telewizyjnych niż kiedykolwiek wcześniej" - zapewnia. Polemizuje też z doniesieniami o ludziach opuszczających miasto ze względu na zbyt trudne warunki do prowadzenia działalności gospodarczej. "Nic nie jest doskonałe, ale są dowody, że robi się coś dobrze" - argumentuje.

Branże telewizyjna i filmowa są jasnym punktem w gospodarce miasta. Tylko w minionym roku niepowtarzalna sceneria Nowego Jorku zwabiła ekipy z 200 filmów.

Reklama

"Pan Am", serial opowiadający o nieistniejącej już linii lotniczej i rozgrywający się w latach sześćdziesiątych, wymaga zatrudnienia 400 osób. Brooklyn Navy Yard, gdzie mieszczą się Steiner Studios znane m.in. z serialu "Zakazane Imperium" oraz filmu "Faceci w czerni III" produkowanych dla telewizji HBO, zapowiada dodanie 2 tys. miejsc pracy w ciągu najbliższych dwóch lat. Na terenach studia znajdzie się też wydział filmowy Brooklyn College, pierwszy tego rodzaju w USA zlokalizowany tam, gdzie produkuje się filmy.

Jak powiada prezydent Brooklynu Marty Markowitz, nie aktualne staje się powiedzenie, że jego dzielnica jest Hollywoodem Wschodu. "Sądzę, że bardziej trafnie można stwierdzić, że to Hollywood jest Brooklynem Zachodu" - mówił Markowitz w telewizji CBS.

Według władz miejskich Nowego Jorku przemysł telewizyjny i filmowy angażuje 4 tys. firm i 100 tysięcy pracowników. Steiner planuje podwojenie powierzchni w przyszłym roku i będzie największym amerykańskim studiem filmowym poza Kalifornią.

Producent Thomas Schlamme nie tai, że jednym z powodów realizacji "Pan Am" w Nowym Jorku była hojność stanu. Przybiera to formę kredytów podatkowych w wysokości 30 proc. Po raz pierwszy władze stanowe zdecydowały się na to, kiedy ze względu na koszty twórcy filmu o byłym burmistrzu Rudym Giulianim postanowili przenieść produkcję do Kanady oferującej, znaczące zachęty finansowe. "To było naprawdę dewastujące" - przekonuje Katherine Oliver kierująca w mieście urzędem ds. filmu. Jej odpowiedniczka w Kalifornii Amy Lemish przyznaje, że Nowy Jork "skradł show".

Kalifornia oferuje producentom tylko 20 procent kredytu podatkowego, ale nie obejmuje to seriali telewizyjnych, a ulga ograniczona jest w sumie do 100 mln dolarów. Program nowojorskich zachęt do 2014 roku wynosi łącznie 420 milionów i jest dostępny dla każdego filmu fabularnego lub serialu telewizyjnego.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Los Angeles | Hollywood | Nowy Jork
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy