Nowa w "Pytaniu na śniadanie"

"Super TV": Zawsze chciała pani pracować w telewizji?

Urszula Chincz: - Tak naprawdę, dobrze się tu poczułam w momencie, gdy mój cykl 'Ula Pedantula' zdobył uznanie widzów. Zaczęłam dostawać mnóstwo pozytywnych opinii od pań, które wypróbowywały moje rady. Pisały, że to i to działa. Chyba wtedy złapałam bakcyla.

Ma pani tremę przed programem na żywo?

- Boję się, że coś nieoczekiwanego może wydarzyć się na wizji, a ja nie będę potrafiła zareagować. Na szczęście obecność Tomka Kammela dodaje mi otuchy i wiem, że on mnie wyciągnie za uszy z każdej sytuacji. Ale mam nadzieję, że nie będzie musiał!

Co chciałaby pani wnieść do "Pytania na śniadanie"?

- Jestem po to, żeby wprowadzić trochę familijnego charakteru. Sobota to dzień rodzinny i chcemy pokazać, jak spędzać ją razem. Mój 3-letni synek Rysio jest nieskończonym źródłem inspiracji i wymaga ode mnie coraz to nowych pomysłów! Myślę, że on także, jak dotąd, będzie się pojawiał w 'Uli Pedantuli' - bo ten cykl wcale nie znika!

Pani ojcem jest Andrzej Turski. Czy to on zaraził panią pasją do tej pracy?

- Po pierwsze, tata reprezentuje zupełnie inną dziedzinę dziennikarstwa. Jednak w naszym domu bywali dziennikarze i inni znani ludzie i tą atmosferą po prostu się nasiąka. Z drugiej strony, nie można wierzyć dzieciom gwiazd, gdy mówią, że nie zawdzięczają rodzicom niczego. Ja zawsze wiedziałam, że będę córką tatusia, że zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że to dzięki niemu robię to, co robię.

Teraz musi się pani z tym zmierzyć. Wkrótce stanie się pani osobą medialną...

- Zdaję sobie z tego sprawę. Taki jest efekt uboczny - póki co bardzo miły, ale na kredyt. Chciałabym jednak zasłużyć na zainteresowanie wyłącznie swoją pracą.

Z Urszulą Chincz rozmawiała Marta Uler.

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!