Reklama

Niemieckie media komentują wyrok w sprawie serialu "Nasze matki, nasi ojcowie"

Niemieckie media odnotowały wyrok krakowskiego sądu w sprawie serialu "Nasze matki, nasi ojcowie". Portal tygodnika "Spiegel" opublikował komentarz w tej sprawie. Publicysta Jan Puhl pisze, że "bojownik ruchu oporu Zbigniew Radłowski ma chyba rację", ale "sądy nie powinny decydować o historii".

Niemieckie media odnotowały wyrok krakowskiego sądu w sprawie serialu "Nasze matki, nasi ojcowie". Portal tygodnika "Spiegel" opublikował komentarz w tej sprawie. Publicysta Jan Puhl pisze, że "bojownik ruchu oporu Zbigniew Radłowski ma chyba rację", ale "sądy nie powinny decydować o historii".
Scena z serialu "Nasze matki, nasi ojcowie" /AP Photo/ZDF, David Slama /East News

"Spiegel" informuje: "Osiem lat po emisji miniserialu ZDF "Nasze matki, nasi ojcowie" w niemieckiej telewizji, twórcy muszą "przeprosić". Przynajmniej tak orzekł teraz krakowski sąd w drugiej instancji. Przeprosiny skierowane do Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej mają być wygłoszone w telewizji, a następnie udostępnione przez trzy miesiące na stronie internetowej ZDF, ZDFneo i 3sat. Sąd uznał, że film, który opowiada historię pięciu fikcyjnych młodych Niemców w czasie II wojny światowej, narusza dobra osobiste polskich partyzantów, przedstawiając ich związek jako organizację antysemicką".

Jan Puhl przekonuje w swoim tekście, że "sądy nie powinny decydować o historii".

Serial "Nasze matki, nasi ojcowie" od dawna budzi w Polsce kontrowersje, odnotowuje autor. "Ostatecznie (twórców) pozwał Zbigniew Radłowski, lat 96. (...) Radłowski ukrywał Żydów, przebywał w osławionym więzieniu gestapo na warszawskim Pawiaku, był w Auschwitz i walczył w szeregach Armii Krajowej w Powstaniu Warszawskim".

"Oczywiście musi boleć, że Polacy w filmie przedstawiani są prawie wyłącznie jako antysemici" - zauważa Puhl.

Reklama

"Oczywiście wśród katolickich Polaków panował antysemityzm, nawet wtedy, gdy nazistowscy okupanci wprawiali w ruch Holokaust na ziemiach polskich. Byli zdrajcy, którzy wydawali Żydów Niemcom. Były antysemickie oddziały AK" - pisze Jan Puhl - "Ale były też oddziały AK, które ratowały Żydów. Byli tacy ludzie jak Zbigniew Radłowski. Wiele wskazuje na to, że stanowili większość. To, że Żyd Wiktor spotyka w filmie głęboko antysemicką jednostkę AK, jest co najmniej dziwne, a historycznie niesłusznie oskarża Armię Krajową (...) - i musi zranić takich ludzi jak Radłowski".

"Ale, czy to może być powód, aby zwrócić się do sądu?" - zastanawia się publicysta.

Większość Polaków, zdaniem Puhla "już dawno zdała sobie sprawę, że od dawna pielęgnowanej opowieści, że Polacy byli wyłącznie ofiarami, nie da się utrzymać (...). Jest to obecnie w Polsce "kwestią ożywionej debaty".

"I tak musi być. W społeczeństwie demokratycznym wypaczenia historii należy zwalczać za pomocą krytyki i kontr krytyki. Musi nastąpić proces samorozumienia. Obraz historii nie może być określany - pozornie obiektywnie - przez sądy" - uważa publicysta.


"Bojownik ruchu oporu Zbigniew Radłowski ma chyba rację co do zarzutów do serialu, ale to, że sąd orzeka w tej sprawie", zdaniem autora, "budzi strach".

Krakowski sąd apelacyjny orzekł we wtorek, że producenci serialu "Nasze matki, nasi ojcowie" mają zamieścić przeprosiny w telewizji polskiej i niemieckiej, ponieważ naruszyli oni dobra osobiste Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Wyrok jest prawomocny.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Nasze matki nasi ojcowie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy