Reklama

Nie tylko biznes

Jola to pracoholiczka, pnąca się po szczeblach kariery. Jej neurotyczna osobowość jest przyczyną nieudanego życia prywatnego. Chwiejność i nadwrażliwość sprawiają, że interpretuje wszystko po swojemu - mówi o swojej bohaterce z "Siły wyższej" Karolina Nolbrzak.

"Tele Tydzień": Pewnie już w trakcie przygotowań do zdjęć miała pani wyrobione zdanie na temat swojej postaci?

Karolina Nolbrzak: - Tak. Po dokładnym przeczytaniu scenariusza 'Siły wyższej' wiedziałam, że Jola bez reszty oddana jest swojej pracy, a jej prywatne życie to kompletna ruina. Wyłaniał mi się obraz osoby udającej kogoś bardzo silnego, a w rzeczywistości małej, wystraszonej dziewczynki. Z jednej strony cieszy się jak dziecko z odnalezionego pierścionka, by za chwilę ze złością wycedzić do kursantki Zosi: - Ogolę cię na łyso!

Reklama

Co było powodem, że trafiła do ośrodka buddyjskiego?

- Podobnie jak reszta uczestników kursu, traktuje ten wyjazd biznesowo. Główną motywacją jest uzyskanie informacji od właściciela 'Mali' Tomasza Malickiego (Piotr Grabowski) o tym, w jaki sposób uzyskał legendarne wyniki na giełdzie. Wspólny interes łączy zresztą wszystkich kursantów, jednak z czasem zaczynają oni nawiązywać relacje pozabiznesowe.

Czy któreś ze scen sprawiły pani szczególną trudność?

- Plan 'Siły wyższej' wspominam z uśmiechem. Przepiękna okolica, w której realizowano zdjęcia ośrodka buddyjskiego, napawała optymizmem. Ekipa składała się z fantastycznych ludzi. Salwy śmiechu wybuchały często, gdy Krzysztof Dracz ze specyficznym akcentem i intonacją wymawiał po raz pierwszy na próbach swoje kwestie...

Odnalazła się pani w roli Joli?

- Jak najbardziej! Lubię bohaterki pełne emocji, kobiety silne, mocne, zadziorne. Role kobiet chorych, uzależnionych czy nadwrażliwych. Takie postaci trzeba w sobie przepracować i znaleźć sposób, by je obronić. Trzeba zmierzyć się z ich problemami, żeby poczuć ich strach, radość czy ból.

Musi pani być osobą zabieganą...

- To kwestia organizacji dnia. Myślę, że czas, kiedy w moim życiu brakowało go nawet na wypicie kawy, nie był najszczęśliwszy. Bladym świtem jechałam na plan, wracałam późnym wieczorem, a wolne niedziele irytowały tym, że były wolne. Wydawało mi się, że jestem szczęśliwa. Ale nadszedł moment przewartościowania. Dorosłam do tego, by umieć ten czas podzielić na pracę i życie prywatne.

Ma pani sposób na odreagowanie?

- Przede wszystkim, kiedy jest to możliwe, nie zrywam się z samego rana. Lubię uciec za miasto i spędzić dzień na łonie natury. Nadrobić zaległości w kinie, spotkać się z przyjaciółmi czy zwyczajnie oddać się błogiemu lenistwu.

Rozm. KRAS

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy