Nie narzeka, nie marudzi
Siłę upatruje w pokorze, z którą podchodzi do życia. To ona, jak mówi Sławomir Zapała, pomogła mu też w karierze zawodowej. W tym roku możemy go oglądać w serialach "Hotel 52" i "Blondynka", a niedługo także na dużym ekranie.
Od czego zaczęła się pana przygoda z aktorstwem?
Sławomir Zapała: - Zawód aktora uprawiam od dwudziestu lat. Od ósmego roku życia miałem styczność z serialem i Teatrem Telewizji. Wielka w tym zasługa Nowohuckiego Domu Kultury, w którym był teatrzyk dla dzieci. Zresztą do dziś uważam, że domy kultury są kolebką wielu wspaniałych artystów. Są tam bardzo oddani ludzie, którzy pracując z dziećmi i młodzieżą starają się przekazać jak najwięcej wiedzy.
- Po tych doświadczeniach naturalne wydało mi się zdawanie do szkoły teatralnej. Dostałem się zarówno do Warszawy, jak i Krakowa i oto stanąłem przed dylematem, które miasto wybrać. Modliłem się o znak i go dostałem. Przed szkołą teatralną przejeżdżał wtedy papież, który pomachał z papamobile. Wtedy wiedziałem, że zostanę w Krakowie.
Wierzy pan w siłę wyższą?
- Wierzę w Pana Boga i myślę, że to, co mnie spotyka, jest pewnego rodzaju darem. Wierzę w dobrą rękę, która mnie prowadzi i to pomaga mi w codziennym życiu.
W dzisiejszych czasach takie wyznanie wiary jest pewnego rodzaju aktem odwagi.
- Spotykam wielu wspaniałych ludzi, którzy blisko żyją z Panem Bogiem. Każdego dnia trzeba starać się kochać swoich bliskich i być dobrym człowiekiem, bo to jest najważniejsze. Swoją pracę zawdzięczam Panu Bogu, gdyby on nie chciał, z pewnością by mnie tu nie było.
Teraz jednak mieszka pan w Warszawie.
- Zaraz po szkole teatralnej przyjechałem do Warszawy walczyć o swoje zawodowe istnienie. Stolica pięknie mnie przyjęła, miałem szansę na rozwój. Mogłem pojechać do Nowego Jorku, pracować z Robertem Wilsonem, artystą teatralnym. Warszawa dodała mi skrzydeł. Bardzo dobrze się w niej czuję.
Zawód aktora jest dość egoistyczny. Jak sobie pan z tym radzi?
- Jeśli za bardzo latam w artystycznych rejonach, to mam też miejsce, w którym trzeba umyć gary i wynieść śmieci. Cieszę się, że mam dom, do którego mogę wracać, żonę, którą mogę uściskać. To jest dla mnie duża wartość.
W pańskim życiu zawodowym nastał dość intensywny czas.
- I bardzo się z tego cieszę. Nie narzekam, nie marudzę, przyjmuję wszystkie propozycje z ogromną wdzięcznością. Gram w 'Hotelu 52' kucharza Żenię, występuję również w 'Blondynce'. W naszej kuchni sporo się dzieje. Cieszę się, że oba seriale wróciły na antenę, dla nas wszystkich była to ogromna niespodzianka.
Niedługo widzowie zobaczą pana na dużym ekranie. Zagrał pan w filmie Wojciecha Smarzowskiego "Pod mocnym Aniołem".
- Przyznam się, że było to dla mnie duże wyzwanie aktorskie. Obejrzałem zwiastuny i jestem przekonany, że film z uwagi na trudną tematykę alkoholizmu skłoni do refleksji. Biorąc pod uwagę polską kulturę i zwyczaje szlacheckie, jesteśmy poniekąd skazani na taką drogę. Film pokazuje różne aspekty tej choroby. Mądry, pouczający, aczkolwiek, jak wspomniałem dość trudny.
Rozmawiała Ola Siudowska.