Reklama

Natalia Lesz trenuje "małych gigantów"

Natalia Lesz urodziła córkę i przeprowadziła się do Zabrza. Występuje w chorzowskim Teatrze Rozrywki, a do Warszawy przyjeżdża, gdy wymaga tego praca. Teraz będziemy oglądać ją w najnowszym show TVN "Mali giganci".

Kilka miesięcy temu zostałaś mamą. Czy propozycja TVN i zaproszenie do programu "Mali giganci" przerwała twój urlop?

źródło: Agencja TVN/x-news

Natalia Lesz: - Nie, udział w show nie przerwał mojej rozkoszy macierzyńskiej. Staram się łączyć pracę z domem. Jak jestem w Warszawie, to mała jest ze mną. I póki co, dajemy radę. Mam też inne projekty, które wznowię po realizacji programu.

Reklama

Jakie?

- Właśnie niedawno zaczęłam współpracę z Teatrem Rozrywki w Chorzowie. W końcu, po kilku latach negocjacji, udało się uzyskać prawa do adaptacji książki Jennifer Saginor "Playground". Historia opowiada o życiu w rezydencji Hugh Hefnera. Mam nadzieję, że za chwilę zaczniemy stawiać sztukę na teatralne deski. Właściwie wygląda na to, że wszystkie fajne rzeczy wydarzą się u mnie już na wiosnę!

Z jakimi emocjami przyjęłaś zaproszenie do programu "Mali giganci", w którym będziesz trenerką?

- Przyznam, że nigdy nie pracowałam z tak małymi dziećmi. Co prawda miałam taki epizod w swoim życiu, że uczyłam aktorstwa, ale nastolatków w szkole amerykańsko-polskiej. Propozycja TVN na pewno wydała mi się ciekawa, ale też zastanawiałam się, czy ja bym swoje dziecko posłała do tego programu. Niektóre na pewno lepiej radzą sobie ze stresem, współzawodnictwem, tremą, a niektóre gorzej. Moim zadaniem jest je wspierać, motywować i roztoczyć nad nimi jak najszerzej opiekuńcze skrzydła.

Jak poradziły sobie z krytyką i oceną podczas castingów?

- To z pewnością jeden z najtrudniejszych i nieprzewidywalnych elementów show. Jestem przekonana, że program będzie budził wiele emocji właśnie dlatego, że dzieci są w tym momencie narażone i na ocenę, ewentualną krytykę, i na bezwzględne opinie internautów. Na szczęście mają zapewnioną przez produkcję dobrą opiekę w postaci psychologów i mam nadzieję, mądrych rodziców, którzy je cały czas wspierają.

źródło: Agencja TVN/x-news

A co ty wniesiesz do programu jako trenerka?

- Na pewno nie jestem tutaj od tego, żeby kogokolwiek krytykować. Mam nadzieję, że wniosę poczucie bezpieczeństwa i troszkę ukoję ich nerwy, bo często przychodzą bardzo zdenerwowane. Staram się, żeby po prostu dobrze się czuły.

Jako młoda mama potrafisz powstrzymać łzy wzruszenia na planie?

- To prawda, że dzieciaki budzą wielkie emocje. Patrząc na nie, jak publicznie mierzą się ze swoim talentem, próbowałam przypomnieć sobie, czy ja byłam podobna. Czy w tym wieku też byłam taka wrażliwa, jak niektóre z nich.

Ty też od małego żyłaś w dyscyplinie sportowej?

- W wieku czterech lat chodziłam na gimnastykę artystyczną do Pałacu Kultury, potem uprawiałam łyżwiarstwo figurowe i balet... Zastanawiam się, czy one zdają sobie sprawę, że to nie jest tylko błysk fleszy, piękne suknie i czerwone dywany, ale niesie też za sobą i cięższe momenty.

Co dla nich jest najważniejsze - tu i teraz, czyli występ, czy myślą o tym, żeby być w przyszłości artystami?

- Rozmawiając z nimi, poznając je, starałam się wyczuć, czy przyszły do programu, bo tak chcieli rodzice, czy dlatego, że faktycznie to jest ich marzenie, żeby występować.

Jesteś kobietą wielu talentów. Jest coś, czego nie potrafisz?

- Nie szydełkuję, nie piekę chleba, nie zbieram grzybów, nie biegam w maratonach, nie naprawiam silników samochodowych - jest mnóstwo rzeczy, których nie robię, bo nie potrafię. Ale nie na tym się koncentruję, tylko staram się doskonalić w tym, co umiem.

Rozmawiała Beata Banasiewicz.

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Mali Giganci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy