Reklama

Nasz program oceniają najlepiej

- Nie lubię sytuacji, kiedy widzę na scenie kogoś, kto naprawdę kocha muzykę, nie mając przy tym żadnych predyspozycji, po czym spada na mnie konieczność szczerego wypowiedzenia gorzkich słów - przekonuje Adam Sztaba, juror programu "Must be the music. Tylko muzyka".

TV 14: Czy przedświąteczny odcinek "Tylko muzyka. Must Be The Music" czymś się wyróżni?

Adam Sztaba: - Być może reżyser programu przygotowuje coś nietypowego. Natomiast, znając wyobraźnię publiczności, nie zdziwiłbym się, gdyby tego dnia postanowiła wykorzystać jajka do okazywania niezadowolenia z opinii jurorów (śmiech).

Czy jest coś, czego nie lubi pan w pracy jurora?

- Nie lubię sytuacji, kiedy widzę na scenie kogoś, kto naprawdę kocha muzykę, nie mając przy tym żadnych predyspozycji, po czym spada na mnie konieczność szczerego wypowiedzenia gorzkich słów. Z jednej strony ukrywanie prawdy rozbudza w tej osobie złudne nadzieje, a z drugiej - nie mam prawa nikogo odciągać od zajmowania się muzyką.

Reklama

Dla uczestników może się pan stać jedną z tych osób, którym później będą zawdzięczały karierę. A kto był w pana życiu taką postacią?

- Jeżeli uda nam się znaleźć kogoś, kto odegra w przyszłości polskiej muzyki znaczącą rolę, będę przeszczęśliwy. Przy moich początkach pojawili się dwaj artyści, bez których nie byłbym tu, gdzie teraz jestem. To Janusz Józefowicz i Janusz Stokłosa.

W prasie pojawiały się plotki na temat tego, że w jury programu dochodzi do spięć. Czy poza kamerą zdarzają się konflikty?

- Każdy z nas jest inny i przeszedł inną drogę. Tym samym mamy inne poglądy i co innego dostrzegamy w uczestnikach. Wszyscy mamy też dość mocne charaktery, ale wielkich spięć tak naprawdę nie było. Raczej przepełnione emocjami dyskusje.

Co pan uważa za porażkę w swojej karierze?

- Niektórzy wypominają mi aranżację hymnu w Korei w wykonaniu Edyty Górniak. I z chęcią bym się za to ukarał, gdyby nie fakt, że była to kompletnie inna wersja od tej, która zrodziła się w mojej głowie. Ta pierwotna zakładała udział 70-osobowej orkiestry symfonicznej, a w dniu wylotu powiedziano Edycie, że może zaśpiewać wyłącznie z udziałem amatorskiej żołnierskiej orkiestry dętej. Edyta, nie chcąc narażać się na krytykę z powodu wycofania się, podjęła wyzwanie. To miała być szeroka, filmowa, nieco disneyowska wersja. Niestety, usłyszeliśmy coś innego.

W wiosennych ramówkach pojawiły się aż trzy programy poszukujące talentów. Na pewno znacie się prywatnie z jurorami z tamtych programów. Czy rywalizujecie ze sobą?

- Cieszy mnie fakt, że branża muzyczna zdecydowanie najlepiej ocenia 'Must be the music'. Być może z powodu braku ograniczeń stylistycznych, wykonawczych czy wiekowych, chociaż liczę po cichu, że również z powodu w pełni merytorycznego jury. W końcu każdy z nas ma zawodowy związek z muzyką, czego w tego typu programach dotąd nie było. Oczywiście z ciekawości przyglądamy się konkurencji. Natomiast nie śledzimy wyników oglądalności, nas interesuje głównie fakt, co te programy wniosą i czy wyjdzie z nich następca Ani Dąbrowskiej czy Moniki Brodki.

Z Adamem Sztabą rozmawiała Ewa Gassen-Piekarska.

Chcesz obejrzeć swój ulubiony serial, film, teleturniej? Sprawdź nasz program telewizyjny - mamy na liście ponad 200 stacji!

TV14
Dowiedz się więcej na temat: Kocha | ocenianie | Adam Sztaba | Must be the Music
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy