Reklama

Monika Mrozowska: Rodzinny patchwork

Nigdy nie była "weekendową" mamą. Każdą chwilę spędza ze swoimi dziećmi. Ale takie życie jej pasuje. Nie ma poczucia straty.

Jest nie tylko aktorką, ale też propagatorką wegetarianizmu i zdrowego odżywiania. Przede wszystkim jednak - mamą wspaniałej trójki dzieciaków: Karoliny, Jagody i Józefa. Monika Mrozowska (34 l.) udowadnia, że stworzenie dużej, patchworkowej rodziny jest możliwe. Bardzo chętnie opowiedziała nam o swoim życiu i o tym, w jaki sposób pokazuje dzieciom świat.

Orientuje się pani jaki mamy dziś dzień?

Monika Mrozowska: - Tak...

A która jest teraz godzina?

- Owszem, a cóż to za pytania?

Pytam, bo podobno młode matki gubią poczucie czasu...

Reklama

- Faktycznie coś w tym jest, ale dotyczy to chyba tylko mam, które mają pierwsze dziecko. Ja jestem w nieco innej sytuacji. Jedną córkę mam w szkole, a drugą w przedszkolu, tak więc muszę się orientować w otaczającej rzeczywistości.

Czy zawsze miała pani w sobie instynkt macierzyński? Jak świat światem wiedziała pani, że zostanie matką?

- Do tej pory nie wiem czy posiadam instynkt macierzyński. Po prostu robię to, co podpowiada mi intuicja. Jedno jest pewne, nigdy nie należałam do dziewczyn, które stanowczo nie chciały zakładać rodziny. Sama wychowywałam się z moim bratem, dlatego było to dla mnie poniekąd naturalne, że w przyszłości w moim domu również pojawią się dzieci.

I myślała pani o tak dużej rodzinie?

- Nie, na pewno nie. W tej chwili pociesza mnie jedynie fakt, że wielu moich znajomych żyje w rodzinach z trójką lub nawet czwórką dzieci. I co? Dają sobie ze wszystkim radę. Nie przeraża ich duża ilość obowiązków. Nie ukrywam, że mnie to jakoś motywuje. Może dlatego nie odpuszczam, bo chcę im chociaż w małym stopniu dorównywać.

To prawda, że przy trzecim dziecku można już wszystko robić z zamkniętymi oczami?

- Niestety, aż tak dobrze to nie jest. Już przy drugiej córce wiedziałam, że mogę włożyć tę teorię między bajki. Każdemu dziecku trzeba poświęcić maksymalnie dużo czasu. A im więcej ich jest, tym trudniej to zrobić. Jedyne ułatwienie polega na tym, że mniej rzeczy jest w stanie nas zaskoczyć. Jesteśmy przygotowani na znacznie więcej i dzięki temu mniej się denerwujemy. Po prostu jesteśmy spokojniejsi. Nie odchodzimy od zmysłów, gdy dziecko zapłacze lub zrobi smutną minę.

Dobrze znosiła pani ciążę?

- Bardzo dobrze. I to od początku aż do samego końca.

A jak się pani wtedy czuła jako kobieta? Bo jedne czują się piękne i niezwykle kobiece, inne chciałyby się natomiast zapaść pod ziemię.

- Czułam się ze sobą wyjątkowo dobrze. I nawet dodatkowe kilogramy nie psuły mojego samopoczucia. Mogłabym powiedzieć, że było mi coraz lepiej. Ale pewnie wynikało to z tego, że nie miałam żadnych przykrych dolegliwości. A dzięki temu w pełni cieszyłam się wspaniałym okresem macierzyństwa.

Miała pani jakieś jedzeniowe zachcianki? Partner biegał dla pani po kiszone ogórki?

- Przez wszystkie ciąże starałam się odżywiać bardzo zdrowo. Wydaje mi się, że zachcianki kobiet biorą się stąd, że ich dieta nie jest wystarczająco urozmaicona. Ja jadłam dużo świeżych owoców, sałatek. I pilnowałam, aby moje posiłki były jak najlepiej zbilansowane.

Czyli po prostu odmawiała pani sobie przyjemności i to nawet będąc w ciąży!

- Nic z tych rzeczy. Jeżeli miałam ochotę pójść na lody, to jej ulegałam, dlaczego nie? Ale na pewno nie stosowałam diety, która składała się tylko z lodów i pełnych chemii przekąsek. Zdrowe jedzenie to podstawa. Nie wrzucam na talerz "byle zapychacza".

Jak dziewczynki zareagowały na braciszka?

- Bardzo dobrze. Bałam się, że obydwie będą zazdrosne. Ale na szczęście moje obawy się nie sprawdziły. Są kochane i bardzo uczynne. Zawsze mogę liczyć na ich pomoc. Właściwie zajmują się nim lepiej niż niejedna wykwalifikowana niania.

W pani sytuacji pomoc dziadków pewnie też jest nieoceniona?

- Na pomoc dziadków nie za bardzo mogę liczyć. Rodzice mojego partnera mieszkają daleko, a z kolei moja mama cały czas jest aktywna zawodowo. Widują więc wnuka tylko w miarę ich możliwości. Nie ukrywam, że momentami wszystko jest na mojej głowie. Bywa, że jest mi naprawdę ciężko. W końcu to ja spędzam z całą trójką najwięcej czasu i niejednokrotnie muszę się roztroić. Na szczęście zawsze sobie jakoś radzę.

Zaraz, zaraz... a partner? Nie może pani na niego liczyć?

- Oczywiście, że mogę. Niestety tata Józia pracuje od rana do wieczora. Więc zajmuje się synkiem głównie weekendowo. Ale jest bardzo zaangażowany w pomoc.

Patrzy na panią i na malucha z dumą w oczach?

- Czy ja wiem czy z dumą? To nie jest pierwsze dziecko Sebastiana. Ma już przecież piękną dorosłą córkę. A teraz doczekał się także syna. I wiem, że traktuje dzieci tak samo, nikogo nie chce faworyzować.

Mały Józef daje państwu popalić czy jest raczej grzecznym chłopcem? Pierwsza noc w domu była przespana?

- Jak na razie nie narzekamy na nieprzespane noce. Jest grzecznym chłopcem i oby mu tak zostało. Mamy za sobą już pierwsze dwa miesiące życia i był to dla nas bardzo przyjemny czas.

Ojcem pani dwóch córeczek jest były mąż, Maciej Szaciłło. Oboje ułożyliście już sobie życie na nowo. Jak sobie radzicie w tej patchworkowej rodzinie?

- Odnaleźliśmy się w tej sytuacji bez większych problemów. Mój były mąż także spodziewa się dziecka. Moje córki muszą jednak oswoić się z tym "nowym życiem". Pojawił się braciszek, tata też będzie miał jeszcze dziecko. I jest to dla nich największa zmiana. Staramy się jak najlepiej przygotować dziewczynki do zmian w ich życiu.

Ciekawi mnie, czy pamięta pani w ogóle życie sprzed dzieci? Miała pani wtedy mnóstwo czasu dla siebie...

- Ale mnie niczego nie brakuje. Nie mam poczucia straty czy niespełnienia.

Naprawdę tak jest?

- Mówię prawdę. Jestem bardzo aktywną osobą, ciągle stawiam sobie nowe cele. Ale staram się, aby moje dzieci towarzyszyły mi w tym co robię. Praktycznie się z nimi nie rozstaję. Jeżeli gdzieś jeżdżę, to bardzo często zabieram je ze sobą. One to lubią i wiem, że to zdecydowanie lepsze rozwiązanie, niż zostawienie ich z jakimiś opiekunkami. Nie chciałabym widywać moich dzieci tylko od święta. Tak sobie wszystko zorganizowałam, że nie musiałam z niczego rezygnować.

Gdzie się pani tego wszystkiego nauczyła?

- Moja mama wszędzie zabierała mnie ze sobą. Nie byłam dzieckiem rzucanym od babci do babci. Spędzałam z nią mnóstwo czasu i jestem jej za to do dziś ogromnie wdzięczna. To samo chciałabym dać teraz swoim maluchom.

Rozmawiała Alicja Dopierała

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy