Mariusz Bonaszewski: Podrażnić widza
Mariusz Bonaszewski zwykle nie występuje w serialach, jednak dla tej roli dał się skusić. Dlaczego? Bo chce pokazać, że starsze osoby też mogą kochać namiętnie, jak jego Jerzy w serialu.
Pojawienie się, granego przez pana, Jerzego w "Przyjaciółkach", spowodowało mnóstwo zawirowań w życiu bohaterek. To się nazywa efektowne wejście!
Mariusz Bonaszewski: - Powiedziałbym raczej "efektywne". Jest rodzaj zgrzytu, kiedy w świat pięknych kobiet i urodziwych młodzieńców nagle wkracza starzec (śmiech). Odtąd wszystko staje się inne niż dotychczas. Myślę, że taki był zamysł realizatorów, by widza trochę "podrażnić", być może rozszerzyć grupę odbiorców. Chyba się udało, bo z tego, co wiem, mamy wzrost oglądalności. Widać, ludzi przyciąga rzadko poruszany wątek miłości dojrzałej - poważnej, miłości jako decyzji, intensywnej również w sferze erotycznej.
Trudno jest grać takie sceny, jakie oglądamy pomiędzy Jerzym a Zuzą?
- Niezwykle trudno, bez względu na doświadczenie. Zawodowstwo polega tu na tym, by się wykazać subtelnością wobec partnerki i odpornością wobec samego siebie. Mam za sobą straszne przeżycie, gdy jako młody aktor grałem takie sceny z debiutującą młodą aktorką, która podczas prób w ubraniach zachowywała się normalnie, po czym na planie, tuż przed ujęciem, dostała ataku histerii! Zdałem sobie wówczas sprawę, że dotyk obcego mężczyzny może być dla niej barierą nie do pokonania. Jest to trudne nie tylko dla aktorów, ale i osób im bliskich, znam opowieści o mężach, którzy po wyjściu z kina dostawali gorączki!
Czy związek Zuzy i Jerzego przetrwa? Jak dotąd nie był on mężczyzną zbyt stałym w uczuciach...
- Dajmy mu szansę otworzyć życie raz jeszcze. Sam wie, że zawiódł również jako ojciec - dlatego pragnie naprawić błąd, z determinacją walczy o kontakt z Ingą (Małgorzata Socha), której przecież nigdy nie przestał kochać. Pojawiła się też druga córka, niesforna Kate, co jeszcze bardziej komplikuje sytuację. Ja nie ukrywam, że granie w "Przyjaciółkach" to duża przyjemność. Nieustannie wgapiam się w oczy pięknych kobiet. I do tego utalentowanych!
Długo bronił się pan, znany aktor prestiżowego Teatru Narodowego w Warszawie, przed graniem w serialach.
- Czasem odmawiałem, nawet głównej roli w serialu, który jest grany od lat, np. wobec ultimatum w teatrze, kiedy miałem w przygotowaniu jakąś niezwykle ważną rolę. Natomiast mówię wprost - serial daje na jakiś czas swobodę finansową, co sprzyja realizacji na różnych polach.Zresztą aktorzy mogą się dzielić na grubych i chudych, a nie na serialowych, filmowych i teatralnych.
Pana żona również jest aktorką. Z Dorotą Landowską mają państwo dwoje dzieci: 13-letnią Marysię i 6-letniego Stasia. Co będzie, jeśli kiedyś postanowią pójść w ślady rodziców?
- Pojęcia nie mam, co zrobię i kompletnie się do tego nie przygotowuję. Mogę tylko powiedzieć prawdę - to fantastyczny zawód, jak myślę dziś, ale czy będzie tak za kilka lat? Ostatnio córka zgłosiła się na casting do dubbingu, popieram ją, to dobry sprawdzian. Chciałbym, by moje dzieci przechodziły przez różne próby. I zawsze będę je wspierał.
Rozmawiała Jolanta Majewska-Machaj.