Maria Winiarska w "M jak miłość". Kim jest nowa bohaterka?
Otwarta, dowcipna i spontaniczna. Właśnie dołączyła do obsady "M jak miłość". - Moja postać to fajna babka, a wątek, mam nadzieję, rozwojowy - mówi Maria Winiarska.
Po raz pierwszy zobaczymy Marię Winiarską w "M jak miłość" w odc. 1310, który zostanie wyemitowany 5 września.
Kim jest grana przez panią bohaterka?
- Nazywa się Ola Kaczkowska i jest właścicielką cukierni, do której zawita nieoczekiwanie Stefan (Zbigniew Waleryś), jej dawna miłość. Namówiony przez wnuczkę Basię (Gabriela Raczyńska), przybędzie z uroczym bukietem kwiatów i stanie oko w oko z kobietą, której nie widział od lat. "Stefan, czy to naprawdę ty?!" - zawoła ze zdumieniem moja bohaterka i będzie to naprawdę piękna, romantyczna scena, którą miło się grało i myślę, że będzie się ze wzruszeniem oglądało.
I co dalej? Czy tych dwoje połączy teraz głębsza relacja w myśl powiedzenia "stara miłość nie rdzewieje"?
- Pojęcia nie mam. W produkcji powiedzieli mi, że rola jest rozwojowa, to chyba znaczy, że można się spodziewać ciągu dalszego tej historii. Co bardzo mnie cieszy, bo i postać, którą gram, Ola, wydaje się fajną babką, a nie jakąś tam heterą. Sam wątek również mi się spodobał. Szczerze mówiąc, w pewnej chwili poczułam się tak, jakbym znów miała 18 lat! Wróciły wspomnienia z przeszłości...
Czy dobrze się pani grało w duecie z serialowym Stefanem?
- Nie znaliśmy się ze Zbyszkiem Walerysiem przedtem, więc pełna obaw jechałam pierwszego dnia na plan. Myślałam: ciekawe co to za facet? Czy się jakoś dogadamy? Zatrzymałam auto pod halą zdjęciową, gdzie on już stał i podeszłam, zwracając się doń znienacka... "Stefan, czy to naprawdę ty?!" W tej sekundzie lody zostały przełamane, a po chwili już czuliśmy się jak starzy, dobrzy znajomi.
Ma pani na koncie długoletnią rolę w "Klanie", w którym grała Pani Alicję Marczyńską...
- Tak, ale z chwilą odejścia Agnieszki Kotulanki grającej Krysię, moja rola, jej przyjaciółki, straciła rację bytu. Próbowałyśmy coś tam dalej kombinować z Joasią Żółkowską, w roli Surmaczowej, która szykowała córkę Alicji do ślubu, ale ileż mogą trwać takie przygotowania?
Prywatnie też pani wydała już starszą córkę za mąż. A co z młodszą?
- Myślę, że to mnie też czeka w przyszłości. Hania żyje teraz z dala od kraju, u boku Daniela, Brazylijczyka, naszego kochanego zięcia, który ją zabrał tam do siebie. Trzeba przyznać, że nieźle się urządziła, w mig nauczyła się portugalskiego, pracuje, odnosi sukcesy, udziela się na rzecz tamtejszej Polonii. Jest mamą naszych dwóch uroczych wnuczek, Niny (4,5 l.) i Mili (6 miesięcy). Ale dzieli nas te 11 tysięcy kilometrów i to jest kłopot... Zosię (aktorka Zofia Zborowska, przyp. red.) mamy tu, niejako pod ręką, co więcej - nawet ostatnio razem gramy! Po 30 latach wróciłam na scenę. Niegdyś występowałam z siostrą, Basią (Barbara Winiarska, przyp. red.), a dziś z własnym dzieckiem. Występujemy w spektaklu "Lekcje stepowania" u Krystyny Jandy w warszawskim Och-Teatrze. Co więcej, to właśnie moje dziecko, poniekąd, mi tę rolę "załatwiło"... (śmiech)
W jakim sensie?
- Któregoś dnia Krysia Janda podeszła do Zośki i pyta: "Matka stepuje?" A ona, bez namysłu: "Tak!". Mówię do niej: "Dlaczego skłamałaś?", na co ona, ze spokojem: "Bo się nauczysz". Miała rację, nauczyłam się i jest wesoło.
Rozmawiała Jolanta Majewska-Machaj