Reklama

Maria Sadowska: Sprawdzona taktyka

Świetnie śpiewa, ma serce dla podopiecznych jako trenerka "The Voice of Poland". Pisze też dwa nowe scenariusze filmowe i kończy pracę nad płytą.

Ruszyła 4. edycja "The Voice of Poland". Marek Piekarczyk podczas konferencji prasowej obiecał, że będzie... ostrzejszy. A pani? Ma pani sposób na nową Marię Sadowską, czy będzie taką, jak dawniej?

Maria Sadowska: - Moja taktyka się sprawdziła, nie muszę jej zmieniać (śmiech).

A więc jurorka z wielkim sercem: otwarta, entuzjastyczna, bo tak panią pamiętam...

- My w ogóle nie jesteśmy typowymi jurorami. Nie oceniamy po to, by przypiąć etykietkę "tak" lub "nie". Nawet wtedy, kiedy się nie odwrócimy, zależy nam na tym, żeby uczestnicy programu na występie dla nas jakoś skorzystali, żeby coś z niego wynieśli. Dajemy im rady, wskazówki.

Reklama

- Ja sama, pracując z moją drużyną, ogromnie się angażuję. Czuję odpowiedzialność za każdego, kto mnie wybrał. Chcę mu się odwdzięczyć - bez względu na to, jak daleko zajdzie.

Na 1. etapie poznajecie ludzi wyłącznie poprzez kontakt z ich głosami. Przypomina to trochę taniec w ciemności.

- To, czego nie widać - charyzmę, emocje - staramy się usłyszeć. Przesłuchujemy teraz około 30 osób dziennie, zdarza nam się pomylić. Ogromnie dużo zależy od łutu szczęścia. Dla trenera to mało komfortowa sytuacja, gdy zostało mu jedno wolne miejsce z 12, a na przesłuchanie czeka jeszcze 30 osób...

- Można się nie odwrócić, żeby "zaoszczędzić" ten ostatni głos i potem żałować. Bywało tak dawniej, bywa i teraz. Mówię sobie wówczas: - Mój Boże, gdybym się wtedy odwróciła, to nie miałabym tych ludzi, których mam, a przecież są świetni. Wracając zaś do oceniania bez patrzenia: nie ma lepszego sposobu. Koncentrujemy się przecież dzięki temu wyłącznie na dźwiękach, piosence, wrażliwości artystycznej, czyli tym, co ma znaczenie.

Lepiej oceniać czy... być ocenianym?

- Artysta jest bez przerwy oceniany. Każdy, kto się decyduje wyjść na scenę, wydać płytę, staje pod pręgierzem opinii. Ma wielbicieli, ale też tzw. hejterów. Ważne, by się nimi nie przejmować i dalej robić swoje.

Tuż po zakończeniu 3. edycji zajęła się pani 11. płytą...

- I do ostatniej chwili poprawiałam nagrania. Cieszę się, bo zmobilizowałam się i zrobiłam to, co sama moim podopiecznym nie raz powtarzam: - Nie macie na co czekać, nikt za was płyty nie nagra. Te dwa miesiące upłynęły pod znakiem maksymalnej mobilizacji. Teraz płyta "Jazz na ulicach" jest już w produkcji, przygotowujemy się do jej premiery, która odbędzie się 1 kwietnia, a ja oprócz tego pracuję nad dwoma scenariuszami filmowymi.

Jest pani typem pracoholiczki?

- Trochę tak (śmiech).

Wróćmy do albumu...

- Staram się tu łączyć dwie moje wielkie pasje - jazz i muzykę taneczną. O ile ostatnia płyta, "Dzień kobiet", koncentrowała się raczej wokół spraw poważnych, społecznych, o tyle ta nowa to już będzie czysta radość życia. W moim życiu wydarzyło się podczas ostatnich dwóch lat wiele dobrego i chcę o tym opowiadać.

Jak ładuje pani baterie?

- Skarbcem, z którego czerpię energię, jest moja córeczka. Są nim także spotkania z przyjaciółmi, których jako osoba szalenie towarzyska kocham. Nie ma nic cenniejszego.

Rozmawiał Maciej Misiorny.

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: The Voice Of Poland
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy