Reklama

Maria Pakulnis: Znalazła lekarstwo na ból po stracie męża

Mimo bolesnych osobistych wspomnień, aktorka próbuje odzyskać radość życia.

Mimo bolesnych osobistych wspomnień, aktorka próbuje odzyskać radość życia.
Maria Pakulnis mocno przeżyła śmierć męża Krzysztofa Zaleskiego /AKPA

Jeszcze dziesięć lat temu uważała się za wybrankę losu. Maria Pakulnis (59 l.) umiała docenić to, co w dorosłym życiu jej ofiarował: kochającego męża, udanego syna. Szczęśliwa, wspierająca się rodzina miała być rekompensatą za bolesne doświadczenia pani Marii w dzieciństwie. Trudno określić je mianem beztroskich. Mała Marysia wychowywała się bowiem w domu, gdzie brakowało miłości, ciepła, ale także - pieniędzy.

Wydarzenia z tamtych lat, dawno już wyparte, wracają czasem w snach pełnych lęków. Znów jest małą dziewczynką, głodną, samotną, wystraszoną... Nie da się tego wymazać z pamięci, nawet gdy jest się już dojrzałą kobietą, popularną aktorką. Ukojenie przychodziło, gdy pani Maria pomyślała o domu, jaki udało jej się stworzyć z mężem, reżyserem Krzysztofem Zaleskim. Przeżyli razem szczęśliwie ponad ćwierć wieku. Doczekali się syna Jana (24 l.).

Reklama

Długo wydawało się, że nie może ich spotkać nic złego. Kochali się i robili wiele planów: domek letniskowy z ogródkiem na Mazurach, skąd pochodzi pani Maria.Może podróż dookoła świata? Albo otwarcie własnej restauracji. Pani Maria słynie bowiem nie tylko z elegancji, urody i talentów artystycznych, ale także wyjątkowych umiejętności kulinarnych.

Aktorzy stołecznego teatru Ateneum, z którym aktorka była związana przez wiele lat, nie mogli się nachwalić jej śledzi w buraczkach albo lasagne po bolońsku, jakimi byli częstowani w gościnnym domu gwiazdy na warszawskich Kabatach. - Marysia ma obsesję, że jej bliscy i przyjaciele mogą chodzić niedożywieni. Stanie na głowie, by wszystkich nakarmić i pomóc im, gdy tego potrzebują. Bardzo zależy jej na tym, by ludzie wokół niej nie mieli trosk i czuli się wyjątkowi - opowiada jedna z aktorek teatru Ateneum.

Dodaje też, że pani Maria nigdy nie miała zbyt wybujałych ambicji aktorskich. Nie zależało jej na tym, by mieć status gwiazdy, grać tylko główne role w filmach. Pragnęła zwykłej normalności, bo ona cieszyła ją najbardziej.

Ale jesienią w 2008 roku spadł na panią Marię wielki cios. Po wielu miesiącach trudnej i bolesnej terapii mąż artystki przegrał walkę z nowotworem mózgu. Pani Marii zawalił się świat. - Przez cały ten czas, kiedy opiekowałam się chorym mężem i potem, kiedy umarł, płynęły do mnie słowa otuchy, wsparcia, współczucia. Tyle ciepła, tyle przyjaźni... To bardzo pomogło mi przetrwać tamten okres - artystka opowiada o tych najtrudniejszych w życiu chwilach.

W zmierzeniu się z osobistą tragedią pomocna okazała się... praca. Syn Jan zdał maturę, poszedł na studia. A pani Maria rzuciła się w wir aktorskich zajęć. Role w teatrach Kamienica i Komedia, w serialach "Wiadomości z drugiej ręki" i "Nad rozlewiskiem" pozwoliły jej oderwać się od bolesnej rzeczywistości. - Kiedy się kocha swoją pracę, to pomaga ona żyć, mobilizuje, każe być odpowiedzialnym za to, co się robi... - mówi aktorka. I szczerze dodaje: gdyby nie praca, to pewnie bym zwariowała...

Agnieszka Kamińska

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Maria Pakulnis
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy