Reklama

Marek Kaliszuk o programie "Twoja twarz brzmi znajomo"

- W tym programie nie ma łatwych wcieleń, są tylko mniej i bardziej udane. Wiele zależy od tego, jak wysoko zawiesisz sobie poprzeczkę - zdradza Marek Kaliszuk, zwycięzca drugiej edycji show "Twoja Twarz Brzmi Znajomo".

Marek Kaliszuk jest gwiazdą polsatowskich seriali. Mogliśmy go oglądać w "Pierwszej miłości", "To nie koniec świata!" i "2XL".

Co poczułeś, kiedy usłyszałeś werdykt? Szczęście? Niedowierzanie?

- Właściwie wszystko, o czym mówisz. Z wrażenia aż przysiadłem, kiedy z ust prowadzących padło moje nazwisko. Tym bardziej że obok stał Marcin Przybylski, który też mógł zająć pierwsze miejsce. Poza tym nigdy niczego nie wygrałem, dlatego zaskoczenie było ogromne.

Czy przed finałem odczuwałeś większy stres, niż zwykle?

Reklama

- Tak, poczułem go kilka dni przed finałowym odcinkiem, kiedy stwierdziłem, że jednak nie dam rady zaśpiewać tak, jak Maria Callas. Dziś po tym wszystkim stwierdzam, że była to z mojej strony spora zuchwałość - porwałem się przecież na ikonę muzyki klasycznej, największą diwę operową XX wieku! Były tylko dwie możliwości: albo mi się uda, albo na własne życzenie strzelę sobie w kolano na oczach milionów widzów.

Co w trakcie nagrań sprawiało ci największą trudność?

- Podczas pracy nad postaciami najbardziej zaskoczył mnie fakt, że te pozornie łatwe okazywały się najtrudniejsze. Tak było w przypadku Ushera. Myślałem, że szybko znajdę jego barwę głosu, nauczę się choreografii i po sprawie. W praktyce były to niekończące się treningi i ćwiczenia w pogoni za oryginałem. Za to jako królowa soulu, czyli Aretha Franklin, czułem się świetnie. W krótkim czasie udało mi się uchwycić jej sposób śpiewania i poruszania się.


Sądzisz, że wygrana coś zmieni w twoim życiu?

- Już sam udział w programie bardzo wiele zmienił. "Twoja twarz..." jest idealną okazją dla aktorów czy wokalistów, którzy tak jak ja działają na wielu płaszczyznach. Poza występami w teatrze, w musicalu, gram w serialach i koncertuję ze swoim projektem. Poza tym lubię się wygłupiać i z dystansem podchodzę do siebie, a bez tego z pewnością nie zaszedłbym tak daleko. A sama wygrana? Przede wszystkim jest dla mnie ogromnym komplementem ze strony jurorów i moich szanownych "rywali", bo przecież to oni zdecydowali, że to ja stanę na podium i przekażę swoją wygraną na wybrany cel charytatywny.

Czy świadomość, że główna nagroda przeznaczona jest na szczytny cel, dodawała ci skrzydeł?

- Oczywiście, bo tutaj nie walczy się o nagrodę dla siebie tylko dla kogoś, kto ma nieskończenie wielkie potrzeby. I dzięki temu komu będzie łatwiej się poruszać, jeść, czy po prostu normalnie oddychać.


Przed nami nowy rok. Jakie ambitne plany przed tobą?

- Skoncentruję się na nagraniu debiutanckiej płyty. Jednocześnie powrócę do musicalowych korzeni, żeby śpiewać m.in. w "Grease", czy "Skrzypku na dachu". Będę koncertował z muzycznym projektem Kaliszuk & Mania in Songs. To mój autorski pomysł na śpiewanie utworów, które sam wybieram i wykonuję tak, jak chcę. Wykorzystuję techniki głosu, których użyłem także w programie, splatając je z aranżacjami Piotra Mani. Być może pojawię się na deskach jednego z warszawskich teatrów i prawdopodobnie powrócę w jednej z ról w produkcji Polsatu.

Rozmawiał Artur Krasicki

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: twarzy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy