Reklama

Marcin Prokop uwielbia spory

Pisaliśmy w zasadzie osobno. Żaden z nas nie wiedział, co zawierać będzie część drugiego - zdradza Marcin Prokop, który wspólnie z Szymonem Hołownią napisał kolejną książkę. Co ciekawe zadedykował ją... Dorocie Wellman.

"Wszystko w porządku..." to pana druga książka napisana wspólnie z Szymonem Hołownią. Co sprawiło, że zdecydowaliście się ją "popełnić"?

Marcin Prokop: - W pierwszej książce dość serio spieraliśmy się o pryncypia, światopoglądowe fundamenty, sprawy najważniejsze. Tym razem postanowiliśmy wyluzować i napisać książkę, która będzie przede wszystkim rozrywkowa. Wykorzystując formę rankingów, z lekkim przymrużeniem oka, dzielimy się z czytelnikami wszystkim tym, co dla nas ważne, co nas ukształtowało, co nas zadziwia, fascynuje i wkurza. To bardzo osobista książka, ale opowiadamy w niej o sobie przez nasze doświadczenia, a nie typowe celebryckie zwierzenia.

Reklama

Panów duet jest potwierdzeniem prawdy, że przeciwieństwa się przyciągają. Nie ma między wami tarć światopoglądowych i konfliktów?

- Ależ są i właśnie dzięki temu nasza relacja jest tak inspirująca. Gdybym chciał się spotkać z kimś dokładnie takim samym jak ja, kto się ze mną we wszystkim zgadza, to po prostu stanąłbym przed lustrem. A nie jest to coś, co mnie szczególnie interesuje poza poranną toaletą. Uwielbiam spierać się, dyskutować, wymieniać argumenty z ludźmi o najróżniejszych poglądach. Dopiero gdy plus staje obok minusa, ma szanse popłynąć prąd.

Co jest trudniejsze: współprowadzenie programu, czy wspólne pisanie książki?

- Porównywanie pisania książki i prowadzenia programu jest jak zestawianie biegu sprinterskiego z maratonem. To są zupełnie różne dyscypliny. Telewizja jest medium ulotnym, jutro nikt nie będzie pamiętał tego, co dziś oglądał. A słowo drukowane zostaje na zawsze, więc odpowiedzialność, jaką się za nie bierze, jest nieporównanie większa. Tę książkę napisaliśmy w zasadzie osobno - do końca żaden z nas nie wiedział, co zawierać będzie część drugiego. Przeczytaliśmy ją w całości dopiero na parę dni przed oddaniem do drukarni i okazało się, że jest mnóstwo rzeczy, których o sobie nie wiedzieliśmy, mimo że znamy się od kilkunastu lat.

To forma poradnika - dziennika, instrukcja obsługi życia z przymrużeniem oka. Do kogo ją kierujecie?

- Do wszystkich, których ciekawi świat, w całej jego złożoności i wielowątkowości. Do tych, którzy potrafią śmiać się z rzeczy poważnych oraz poważnie traktować rzeczy błahe. Frank Zappa (amerykański reżyser - przyp. red.) powiedział, że umysły są jak spadochrony - działają tylko wtedy, kiedy są otwarte. Ktoś, kto ma klapki na oczach, jest zamknięty na opinie innych i wierzy w jedyną słuszną wersję rzeczywistości, raczej nie powinien po nią sięgać.

Myślicie o kolejnym literackim projekcie?

- Oczywiście, mamy już kilka pomysłów, z czego jeden może poskutkować programem telewizyjnym, ale więcej szczegółów zdradzimy, kiedy temat dojrzeje.

Zadedykował pan "Wszystko w porządku..." swojemu drugiemu telewizyjnemu partnerowi, Dorocie Wellman. Żona nie czuła się zazdrosna?

- Żonie i córce zadedykowałem poprzednią książkę, więc tym razem oddałem hołd kolejnej najbliższej mi kobiecie. Z Dorotą pracujemy razem od ponad dekady. Bywają momenty, gdy spędzamy wspólnie więcej czasu, niż z własnymi rodzinami. Zawodowo i prywatnie dużo jej zawdzięczam.

Taka przyjaźń w show-biznesie to rzadkość. Co jest sekretem dobrego teamu?

- Udana para telewizyjna powinna kierować się podobnymi zasadami, co para w życiu. Jeśli nie ma między nimi przyjaźni, lojalności i chęci ciągnięcia zaprzęgu w tym samym kierunku, to taki związek długo nie przetrwa. A u Doroty pociągają mnie te cechy, które uznaję za najbardziej atrakcyjne u kobiet i facetów - inteligencja, wrażliwość i poczucie humoru.

Rozmawiała Joanna Bogiel-Jażdżyk.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy