Marcin Prokop: Na bakier z gotowaniem
Chociaż połowę zawodowego życia Marcin Prokop spędził w programach śniadaniowych, przyglądając się z bliska kuchennym "wymiataczom", jedyne, co potrafi przyrządzić, to naleśniki z dżemem. Dieta, którą stosuje, nosi nazwę "umiar".
Marcin Prokop nie potrafi i nie lubi gotować. Brakuje mu do tego cierpliwości oraz czasu. Jego kalendarz jest zapełniony po brzegi i ledwo udaje mu się wygospodarować przerwę na jedzenie. "Pojawia się więc obłaskawianie głodu przypadkowymi znaleziskami z najbliższego dyskontu, zaprzyjaźnianie z tekturowymi hot dogami ze stacji benzynowych, niedojadanie przez większość dnia, żeby potem nadrobić to z nawiązką późnym wieczorem w świetle lodówki i tak dalej" - przyznaje w książce "Prokop prawdę ci powie. 69 odpowiedzi na trudne pytania".
Dziennikarz nie przelicza nerwowo kalorii, nie stosuje żadnej diety nakazującej pilne przestrzeganie pewnych nakazów i zakazów. "Jak w każdej innej dziedzinie wychodzę z prostego, ludowego założenia, że wszystko jest dla ludzi, o ile zna się umiar" - stwierdza Prokop. Potrafi więc zjeść karkówkę z grilla z frytkami, zapić to kuflem piwa, a na deser spałaszować szarlotkę z bitą śmietaną, ale latem nie serwowałby sobie takiego zestawu więcej niż kilka razy.
Niedawno Prokop dał się namówić na dietę pudełkową. Codziennie kurier dostarcza mu o poranku kilka zbilansowanych posiłków. Gwiazdor nie musi się już zastanawiać, czym zaspokoić głód, ale dostrzega pewne wady takiego jedzenia. "Posiłki dość szybko zaczynają się powtarzać, większość z nich składa się z jakiegoś rodzaju kaszy i rozgotowanych warzyw, a do tego rzadko bywają jakkolwiek przyprawione" - pisze ikona telewizji. Prokop testował już kilku dostawców, ale zazwyczaj już po dwóch tygodniach odczuwa przesyt takimi wątpliwymi frykasami.