Małgorzata Pieńkowska: Powrót do "M jak miłość"
Gdy Małgorzata Pieńkowska odchodziła z "M jak miłość", była przekonana, że żegna się z serialem na zawsze. Wróciła na plan. Scenarzyści przywitali ją ciekawymi wątkami - śmierć brata i zdrada męża odmienią Marysię. Po wakacjach pokaże nowe oblicze.
- Rola w serialu to jedna z wielu moich aktywności zawodowych. Podchodzę do niej poważnie. Widzowie są zawsze najważniejsi, dla nich gram - przyznaje Małgorzata Pieńkowska.
Lato w pełni, więc pewnie korzysta pani ze słońca i odpoczywa. Zgadza się?
- Właśnie nie, mam bardzo dużo pracy i jeszcze więcej planów (śmiech). Od dwóch lat moje życie zawodowe jest niezwykle intensywne, co mnie cieszy, bo taki tryb zmusza do dyscypliny. Jednak w wolnych chwilach, których wprawdzie mam niewiele, nie udaję, że wypoczywam, tylko to robię.
Czym się pani obecnie zajmuje?
- Od ponad dwóch lat wystawiam spektakl "Więzi rodzinne", który wyprodukowałam, i w którym gram. Przygotowuję również monodram we współpracy z Narodowym Centrum Kultury. Ania Wakulik, bardzo zdolna młoda pisarka, napisała piękny, mądry i zarazem trudny tekst. Reżyseruje równie zdolna Ewelina Pietrowiak, z którą miałam już przyjemność pracować.
Proszę zdradzić, o czym będzie ten monodram?
- O Powstaniu Warszawskim i bohaterskich matkach. Kobietach, które musiały żyć z bohaterami i same być bohaterskie. Właśnie się zastanawiam, czy im z tym wszystkim było dobrze, czy im to pomagało. Często kończyły w domach starców, samotne, poranione emocjonalnie. Ten monodram to ogromne wyzwanie. Chciałabym, żeby był prosty, przejrzysty, a nie przygnębiający i pompatyczny. Mam dużo wątpliwości twórczych.
Zagrała pani w wielu spektaklach, ma duże doświadczenie sceniczne. Poważnie tak się pani stresuje?
- Bardzo. Tak wygląda mój proces twórczy. Na początku pojawia się mnóstwo znaków zapytania, wątpliwości. Wiem, jaka moja postać powinna być, jak to powinno wyglądać i zastanawiam się, czy sprostam temu wyobrażeniu.
Jak wobec tego reżyser powinien obchodzić się z panią w takich sytuacjach? Tupnąć nogą czy wykazać się zrozumieniem i cierpliwością?
- Delikatnie. Potrzebuję czasu, żeby się odnaleźć. Z każdym dniem wątpliwości jest mniej, przestaję się wstydzić i się otwieram. Gdy pracuję z ludźmi, nigdy na nich nie krzyczę. Staram się odkrywać ich piękno, przyglądam się, czekam.
Dużo się u pani dzieje. Mam wrażenie, że dostała pani impuls do działania, gdy odeszła z "M jak miłość".
- Zdecydowanie. Ta przerwa była mi potrzebna, spojrzałam na siebie z innej perspektywy, dużo się nauczyłam. Przysięgam, sądziłam, że nie wrócę do serialu. Pożegnałam się ze wszystkimi na planie. Gdy odchodziłam z serialu, otrzymałam wiele informacji zwrotnych. Teraz, po powrocie na plan, też. Ludzie interesują się tym, co robię.
Scenarzyści serialu przywitali panią ciekawymi wątkami. Życie pani bohaterki Marysi zmieni się pod wieloma względami.
- Świetnie sobie poradzili, dużo się wydarzy. Artur (Robert Moskwa), sympatyczny, ciepły człowiek, zdradził Marysię, pobrudził się moralnie. I dobrze! Nie chodzi o to, czy zdrada jest w porządku, czy nie, tylko o to, co z niej wynika. Jak ludzie radzą sobie z kryzysem, czy wyciągają wnioski. Oboje będą musieli zmienić postawy życiowe, a nie ma nic ciekawszego. Liczę, że scenarzyści wykorzystają tę burzę i pójdą za ciosem. Czuję, że ostatecznie się nie rozstaną. Tak mi podpowiada moja intuicja.
Nagraliście już scenę, w której Marysia dowiaduje się o zdradzie męża?
- Tak, te sceny już powstały. Nie będzie krzyków ani wielkiej kłótni. Wymyśliłam, że po rozmowie z mężem, która odbędzie się w ich nowym domu, moja bohaterka wychodząc zabierze tylko kwiatek, najmniej potrzebną rzecz. To symboliczne - zraniona i oszukana Marysia nie wie, co zrobić. Chyba pierwszy raz grałam z Robertem tak bardzo emocjonalne sceny. Cieszę się, że mogliśmy zmierzyć się z takim wyzwaniem. O tym, jak wyszło, przekonamy się po wakacjach.
Rozmawiał Kuba Zajkowski