Reklama

Magdalena Stużyńska: Rozumiemy się bez słów

Przez cztery serie bardzo się zżyły i zgrały ze sobą. Serial odniósł sukces, nie tylko wśród damskiej części widowni, więc wszystko na to wskazuje, że "Przyjaciółki" pojawią się na małym ekranie także w następnym sezonie.

Dobiega końca czwarta część popularnych wśród widzów "Przyjaciółek". Czas na podsumowania...

Magdalena Stużyńska: - Od początku wierzyliśmy, że serial spotka się z dobrym odbiorem, ale sukces przerósł nasze oczekiwania! Co ciekawe, oglądają go nie tylko kobiety, czego można się było spodziewać, losy bohaterek śledzi bowiem również wielu mężczyzn. Cieszy nas, że mamy stałą, wierną widownię, która jest z nami przez cały czas. Dzięki temu serial, wstępnie planowany na trzy sezony, poszedł już dalej i kto wie, czy skończy się na tej, bieżącej emisji. Niewykluczone, że powstaną kolejne...

Reklama

Ania, Patrycja, Zuza i Inga - to zgrany i sprawdzony team. Czy przyjaźń między nimi przenosi się poza ekran, na panie wcielające się w te postaci?

- Zdecydowanie tak! Polubiłyśmy się bardzo i wiem na pewno, że w każdej chwili możemy nawzajem liczyć na dobrą radę, wsparcie. Poza planem spotykamy się na sesjach zdjęciowych czy akcjach promocyjnych serialu, na co dzień pozostajemy w stałym kontakcie telefonicznym. Pewnie, że chciałoby się więcej, ale każda z nas jest zapracowana, każda jest mamą.

Aż trzy spośród was - Joanna Liszowska, Małgorzata Socha i Anita Sokołowska, w trakcie trwania serialu powitały na świecie nowe maleństwa. Co pani czuła jako jedyna, która się "wyłamała"?

- Ulgę (śmiech)! Że ja już nie muszę. Że mogę spokojnie się skupić na pracy, na sobie. No i na swoich, już odchowanych, dzieciach.

Pani bohaterka ma aż trójkę, a mimo to znajduje na wszystko czas.

- Na wszystko oprócz siebie! Ale to na szczęście trochę się zmienia. Do niedawna Anka nie pracowała zawodowo, zajmowała się domem. A jak porwała się na swój biznes (za co darzę ją uznaniem), to przyszły kłopoty.

Kłopoty to jej specjalność - można by rzec, przyglądając się tej postaci...

- A wynika to z jej uległości, łatwowierności. Za mało wymaga od innych, za dużo daje. Tak było z mężem, od którego nie potrafiła wyegzekwować partnerstwa, pomocy, tak jest dziećmi, które żyją w przeświadczeniu, że mama powinna spełniać ich każdą zachciankę. Anka jest potwornie naiwna. To wada, ale za to jest ciepłą i dobrą osobą.

Toteż widzowie ją kochają! Czuje to pani dookoła?

- O tak, często się zdarza, że ktoś mnie zaczepia, mówi, że lubi Ankę. Ludzie kibicowali jej walce z alkoholem - jako osoba emocjonalna Anka długo uciekała przed swoimi problemami, przed sobą samą w nałóg, dopóki nie dotarło do niej, że przez to może stracić to, co dla niej najważniejsze, czyli dzieci. Teraz widzimy ją po terapii, odmienioną, oby wytrwała! Szczególnie cieszą mnie wyrazy sympatii, często solidarności ze strony kobiet, bo mimo iż cenię sobie wszystkich odbiorców, to głównie do nich adresuję tę postać.

Rozmawiała Jolanta Majewska-Machaj.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy