Reklama

Magdalena Różczka nie odejdzie

Magdalena Różczka zdradza, jak wygląda praca na planie z serialowym synkiem oraz czy potrafi zrobić sztuczne oddychanie.

Rozmawiamy dzień po skończeniu zdjęć do czwartej serii "Lekarzy". Cieszy się pani, że wreszcie ma trochę wolnego?

Magdalena Różczka: - Myślę, że każdy z nas czuje to samo, z jednej strony cieszymy się, że odpoczniemy, ale z drugiej jest nam żal, że się rozstajemy.

W maju zaczynacie zdjęcia do piątej serii, więc szybko się znów spotkacie.

- Nie wiem, czy wytrzymamy bez siebie dwa miesiące... (śmiech).

Wróćmy do czwartego sezonu. Pani bohaterka jest teraz wdową i opiekuje się synkiem zmarłego męża. Jak to samotne macierzyństwo zmienia doktor Alicję?

Reklama

- Ma teraz tyle na głowie, że w znacznie większym stopniu skupia się na swoich problemach. Do tej pory poświęcała czas każdej osobie, którą spotykała, teraz jednak to się zmieniło. Każdą wolną chwilę zajmuje jej synek Kubuś.

Gra go kilkumiesięczny Bruno. Jak pracuje się z maluszkiem?

- Cudownie! Pracujemy razem od kilku miesięcy i nigdy nie przysparzał żadnych kłopotów. W każdym dublu powtarzał dokładnie to samo. Np. graliśmy scenę, w której brał ode mnie zabawkę. Za każdym razem robił to w ten sam sposób.

Urodzony aktor!

- Obawialiśmy się sceny, w której jest przeziębiony. Myśleliśmy, że nie będzie chciał płakać, bo cały czas jest uśmiechnięty i zadowolony. Tymczasem po komendzie "akcja", reżyser powiedział "Kuba płacz" i Brunon... zaczął płakać! Naprawdę jest fantastyczny.

Serial promuje akcję "Lekarze ratują życie", mającą na celu zwiększenia świadomości udzielania pierwszej pomocy. Czy potrafi pani zrobić sztuczne oddychanie?

- Myślę, że bym potrafiła, chociaż mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała tego sprawdzać.

Paweł Małaszyński, który grał pani serialowego męża, odszedł z "Lekarzy". Wie pani dlaczego podjął taką decyzję?

- Paweł od samego początku podpisał kontrakt na trzy sezony. Na tyle był umówiony z producentami i tyle zagrał. Ja jestem umówiona na więcej i w tylu też zagram.

"Jedyne, czego nas nie uczą na studiach, to zderzenia z rzeczywistością" - takie zdanie wypowiada w serialu ordynator Karkoszka, którego gra Wojciech Mecwaldowski. Czy dotyczy to również aktorstwa?

- Tak. Nikt nas nie uczy, jak znosić porażki oraz sukcesy. Jak poradzić sobie w czasach, kiedy na każdym kroku spotykamy paparazzich...

To jak operacja na żywym organizmie?

- Ale myślę, że dotyczy to prawie każdego zawodu. Tak to już jest.

Rozmawiała Marzena Juraczko.

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

TV14
Dowiedz się więcej na temat: jak wygląda
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy