Magdalena Lamparska stara się być optymistką
Znana z "To nie koniec świata!" aktorka chętnie bierze udział w akcjach charytatywnych. Dzięki temu Magdalena Lamparska zrozumiała, co jest w życiu najważniejsze.
Swoją popularność często wykorzystuje pani, by wspierać szczytne inicjatywy.
Magdalena Lamparska: - Jestem wolontariuszem w Fundacji Nasze Dzieci przy Klinice Onkologii w Centrum Zdrowia Dziecka. Dwa lata temu wraz z pozostałymi wolontariuszami zrobiliśmy spektakl pt. "Pożarcie królewny Bluetki". Premiera odbyła się na oddziale onkologicznym. Dzieci dostały z wrażenia temperatury.
Jaką rolę pełniła pani w tym przedsięwzięciu?
- Grałam i reżyserowałam. Było to dla mnie niezwykłe doznanie terapeutyczne. Zrozumiałam, jak wielką moc ma teatr, że sztuka może dawać radość i leczyć serca oraz dusze. Po wizycie na oddziale onkologicznym człowiek weryfikuje własne "tragedie". Gdy widzę dziecko nieświadome swojej choroby, a smutek dostrzegam dopiero w oczach jego rodziców, czuję, że moje problemy są błahe. Dlatego staram się być optymistką.
Rodzi się pokora?
- Ogromna. To jedna z najwspanialszych cnót. Poza tym trzeba patrzeć na świat z przymrużeniem oka, by nie zwariować. Moim zdaniem w życiu ważne jest poczucie humoru.
Wesoło bywa także na planie "To nie koniec świata!". W jednym z odcinków pani bohaterka była przebrana za wróżkę.
- Czułam się komfortowo w tym kostiumie, ponieważ spełniło się jedno z moich dziecięcych marzeń. Od razu przesłałam zdjęcia siostrzenicy, wpadła w zachwyt.
Ma pani z nią dobry kontakt?
- Tak, jestem jej mamą chrzestną, a zarazem ulubioną ciocią, która kupuje prezenty i ubrania. Bardzo lubię dzieci. Wydaje mi się, że w każdym aktorze drzemie dziecko.
Wyznała pani kiedyś, że siostra jest dla pani bohaterką życia. Dlaczego?
- W dzieciństwie patrzyłam na nią jak na idolkę. Siostra jest sporo starsza ode mnie, bo aż o 14 lat. Od zawsze mi imponuje. Wierzy w marzenia, ma fantastyczną rodzinę, jest wspaniałą mamą i mądrą kobietą z tytułem doktora chemii. To moja najlepsza przyjaciółka i vice versa.
Z siostrą łączą panią także podobne zainteresowania. W liceum uczyła się pani w klasie o profilu biologiczno-chemicznym. Zawsze chciałam być lekarzem.
- Zdawałam nawet biologię i chemię na maturze. Moi rodzice są matematykami i fizykami, siostra - doktorem chemii, a ja jestem... z księżyca (śmiech). Umysł mam ścisły, ale duszę artystyczną.
Pamięta pani moment, w którym pomyślała: chcę zostać aktorką?
- Dojrzewałam do tej decyzji. Zaczęłam uczęszczać na kółko teatralne organizowane przez moją mentorkę - Urszulę Szydlik-Zielonkę, która dostrzegła we mnie wyjątkową umiejętność skupienia. Później odniosłam drobne sukcesy recytatorskie. W końcu odkryłam, że chcę podążać tą drogą, bo aktorstwo to styl życia, a nie praca.
Rozmawiała: M. Pokrycka.
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!