Magda Mołek: Moja siła tkwi w doświadczeniu
Pracuje w telewizji od 20 lat. Właśnie realizuje cykl dokumentalny o potomkach wielkich rodów dla "Dzień Dobry TVN". W TVN Style prowadzi zaś program "W roli głównej".
Kogo chciałaby pani zaprosić do "W roli głównej"? Ma pani listę gości?
Magda Mołek: - Trzeba być otwartym i dobrze szukać. Zapraszam nawet osoby, moim zdaniem, jeszcze niegotowe, by wystąpić w programie. Czasami sięgam po nazwiska, które wcale nie wydają się gorące w danym momencie. Ale ja idę trochę z boku, nie pędzę głównym nurtem.
Czyli kieruje się pani intuicją?
- Już na początku każdego spotkania wiem, na co gotowy jest mój gość. "W roli głównej" to specyficzny program, trzeba w nim przełamać różne ograniczenia. Rozumiem swoich bohaterów, którzy próbują chronić prywatność. Dzisiaj nikt o zdrowych zmysłach już nią nie kupczy. U mnie w studiu też, a mimo to panuje w nim bardzo intymna atmosfera.
Z roku na rok jest pani łatwiej wkraczać w świat rozmówców?
- Na pewno. Wiele lat temu prowadziłam program "Reflektor". Miałam wtedy nieco ponad 20 lat, a kaliber był ten sam, co w "W roli głównej". Przeprowadziłam wywiad z Kazimierzem Kutzem. Za kulisami powiedział, że miał obawy, ale wszystko było dobrze, tylko powinnam trochę "sczerstwieć". Chodziło o dojrzałość. Dopiero wówczas potrafi się słuchać drugiej osoby.
Goście stawiają granice?
- Zdarza się, że w momencie, w którym zapraszam daną osobę, zaczynają się negocjacje. Czasem mimo to rozmowa okazuje się świetna. Bywa, że mój bohater sam zaczyna mówić o sprawach, których mieliśmy nie poruszać. Często też słyszę: "Ja to wszystko powiedziałam i co teraz?!". Ale później odpuszczają - wiedzą, że nie zostanie to wyrwane z kontekstu. Staram się być uczciwa.
Wynika z tego, że lubi pani ludzi i rozmowy z nimi.
- A może to oni lubią rozmawiać ze mną? Raczej nikt z kijem mnie nie gania, a poza tym zyskuję przy bliższym poznaniu. Wiem o tym. W telewizji pracuję od 20 lat, robiłam reportaże, jeździłam z kamerą na zdjęcia, montowałam, pisałam teksty, opisywałam taśmy, produkowałam programy. W doświadczeniu tkwi moja siła.
Dokonuje pani podsumowań?
- Aż tak nie, ale dzięki swojej pracy poznałam jedną prawdę o nas samych: najważniejsze w życiu to usłyszeć siebie. Jeśli wiesz, kim jesteś, a to wcale nie jest proste, jeśli wiesz, czego chcesz - to jest jeszcze trudniejsze - wtedy jesteś szczęśliwy. Truizm? Zgadzam się, ale nikt nic lepszego nie wymyślił.
Pracuje pani nad cyklem o polskich rodach ziemiańskich i szlacheckich. Skąd ten pomysł?
- Zaciekawiłam się tym tematem dwa lata temu podczas wakacji. Uwielbiam Beskid Sądecki, więc po raz kolejny odwiedziłam Szczawnicę i trafiłam do magicznego miejsca, które prowadzą potomkowie rodu Stadnickich. Jednemu z wnuków udało się odzyskać od państwa dawną posiadłość i teraz ją przekształca. Mieści się tam m.in. hotel. Zadałam sobie pytanie: co robią potomkowie wielkich rodów?
Planuje pani książkę albo dokument na ten temat?
- Na razie powstaje cykl filmowych felietonów do "Dzień Dobry TVN". Jednak zgromadziłam tak dużo materiału, że aż się prosi, by kiedyś powstało z tego coś większego. To są niezwykłe historie. Jedno ze spotkań zapadło mi w pamięć. Odwiedziłam hrabiego, który nie używa tytułu, bo dawno zostały one zniesione. Siedzimy u niego w domu, stylizowanym na wnętrze szlacheckiego dworku. Moją uwagę przykuła skórzana skrzynia z inicjałami LV - Louis Vuitton. Przerywam rozmowę: przepraszam, co to jest? To kufer podróżny mojej praprababci. Patrzę na datę: 1883 rok! Wierzę w ten projekt.
Rozmawiała Małgorzata Pokrycka
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!