Reklama

Łukasz Nowicki: Flirt mnie krępuje

"Postaw na milion" to gra intuicji, wiedzy, ale też szczęścia. Każdy może wygrać, jak w słynnym filmie "Slumdog. Milioner z ulicy". Osiem razy zaryzykować i... zwyciężyć - mówi prowadzący Łukasz Nowicki.

Przed nami ostatni odcinek tej serii programu. Coś szczególnego się wydarzy?

Łukasz Nowicki: - Tego nie zdradzę, tym bardziej że w tym teleturnieju ciągle coś nieoczekiwanego się zdarza. Oczywiście nasz program jest świetnie realizowany, mamy efektowną scenografię i dla mnie to zaszczyt pracować z tą zgraną ekipą; z osobami, które wkładają cały swój nieprzeciętny talent w końcowy efekt. A ja ze swojej strony staram się niczego nie zepsuć, co nie zawsze mi wychodzi (śmiech).

Będziemy więc świadkami zabawnej wpadki? Pana lub któregoś z uczestników?

Reklama

- Kto wie (śmiech)? W ciągu sześciu edycji śmiesznych sytuacji było przecież mnóstwo! Polacy się zmieniają, są coraz bardziej otwarci, skracają dystans... Czasem pojawia się nawet namiastka flirtu, co bardzo mnie krępuje, choć najśmieszniej jest wtedy, gdy sam się pomylę. Najczęściej przy zakończeniach, niekiedy dwa, trzy razy z rzędu. Reakcje widowni są wówczas bezcenne!

To trudny teleturniej?

- Najtrudniejsze są pytania statystyczne, wtedy najlepiej zaufać losowi, swojej intuicji. Aby wygrać niezbędne jest ryzyko, ale każdy z graczy ma swoją sprawdzoną taktykę, często ustaloną jeszcze w domu. Zawodnicy nastawiają się przede wszystkim na wygraną, nieważne w jakiej kwocie. Nawet pięćdziesiąt tysięcy jest dobre (śmiech). Ale żeby wygrać milion, trzeba by wysoko pofrunąć, a takich orłów jeszcze niestety nie mieliśmy! Cały czas na nie czekamy...

Udzielają się panu emocje uczestników?

- Jak najbardziej! Jestem z nimi cały czas i bardzo rzadko zdarza się, aby czyjeś zachowanie mnie irytowało. Lubię ludzi, ich marzenia i naprawdę czuję się częścią gry. Choć szczerze przyznam, że czasem po kilkunastu godzinach stania w eleganckich butach nie jest to wcale łatwe (śmiech).

Po nagraniach wybiera się pan na zasłużony odpoczynek?

- W czerwcu wyruszam na Wyżynę Armeńską, na górę Ararat, gdzie na szczycie poszukam śladów Arki Noego (śmiech). Potem realizacja mojego ma-rzenia, czyli podróży na rowerze wzdłuż polskich granic i... powrót do Gruzji. Tym razem pojadę tam z moim synem, bo chcę mu pokazać kraj, który tak bardzo pokochałem. Zresztą planów mam całe mnóstwo, cały czas rodzą się w mojej głowie...

Zdradzi pan najbliższe?

- Niedługo czeka mnie spływ kajakowy z dzieciakami, będzie więc trochę czasu, by coś konkretnego zaplanować, zrealizować kolejne marzenia. A później w zdrowiu i z uśmiechem wykrzyknąć: "Jesteście pierwszymi, którzy w naszym programie wygrali milion!".

Rozmawiał Artur Krasicki.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy