Reklama

Kwiatkowska żadnej twarzy się nie boi

W "Rozmowach w tłoku" była m.in. Krystyną Jandą i Kazimierą Szczuką. Teraz ocenia uczestników "Twoja twarz brzmi znajomo".

Tęskni pani czasem za "Rozmowami w tłoku"?

Katarzyna Kwiatkowska: - To było fajne zajęcie, ale poświęciłam mu siedem lat i chyba wystarczy. Ten program bardzo dużo mi dał, otworzył wiele drzwi i tak naprawdę dzięki niemu jestem tu, gdzie jestem. Ale już się nasyciłam parodiowaniem i teraz bardziej mnie interesuje taka stricte aktorska praca.

Ale może dzięki tamtym doświadczeniom łatwiej pani oceniać uczestników "Twoja twarz brzmi znajomo"?

- Jestem pod wrażeniem nie tylko ich zdolności, ale i pracowitości, tego, jak poważnie podchodzą do zadań i ile czasu im poświęcają. Chwilami nawet im zazdroszczę!

Reklama

O poświęceniu i pani coś wie - do roli kasjerki w filmie "Dzień kobiet", przygotowywała się pani, pracując "na kasie" w hipermarkecie.

- Tak, miałam praktyki w sklepie, spędziłam "na kasie" pięć godzin. I zdałam sobie sprawę, że jestem wybitnie nieuzdolniona w tym kierunku, a obsługiwanie kasy idzie mi wyjątkowo kiepsko. Gdyby nie instruktorka, która nade mną czuwała, pewnie zrobiłabym spore manko. Robiłam wszystko bardzo powoli i przeze mnie kolejka była gigantyczna. Mimo to nikt nawet mnie nie ofuknął, tylko dwie osoby mnie rozpoznały i pytały, czy to ukryta kamera.

Na szczęście do ról w dwóch teledyskach Kultu nie musiała się pani przygotowywać.

- W pierwszym z nich, do piosenki "Gdy nie ma dzieci", zagrałam przez przypadek. Kolega, który grał główną rolę, zarekomendował mnie chłopakom. Do momentu, kiedy na planie nie pojawili się "Kultowcy" myślałam, że to jakiś wkręt - byłam ich fanką i nie mogłam uwierzyć, że jestem taką szczęściarą i będę za chwilę pracować z moimi idolami. Świetnie to wspominam, tym chętniej wystąpiłam teraz w "Dobrze być dziadkiem". Minęło 15 lat, więc sobie trochę powspominaliśmy, pośmialiśmy się, było naprawdę miło.


I z planu teledysku trafiła pani do cyrku.

- Tak, pracuję teraz na planie reżyserskiego debiutu Bartka Kulasa "Circus Maximus". Historia rozgrywa się w latach 20. ubiegłego wieku. Gram asystentkę magika, który zamyka mnie w szafie i przebija sztyletami. Tyle że ta szafa jest jakaś taka marna i te sztylety bez przerwy we mnie trafiają, więc jestem cała pokaleczona. Wynagradza mi to charakteryzacja - mam na głowie niesamowite loczki i wyglądam jak aktorka z niemych filmów. Bardzo się cieszę z tej roli. Na dodatek film kręcony jest w Krakowie, a bardzo miło jest sobie pojechać wiosną do Krakowa.

Rozmawiała Ewa Gassen-Piekarska.

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Teleświat
Dowiedz się więcej na temat: twarzy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy