Reklama

Kuźniar: Rusin jest jak echo, które głupio brzmi

Jako dziennikarz Jarosław Kuźniar chce spróbować wszystkiego. 33-latek twierdzi, że gdyby nie przyjął propozycji prowadzenia programu "X Factor", żałowałby do końca życia.

Przyjmując propozycję udziału w "X Factor" powiedział pan, że chce się sprawdzić. Więc jak pan teraz ocenia sam siebie?

- To ciekawe doświadczenie, bo musiałem nauczyć się rozmawiać z ludźmi trochę inaczej niż robię to w TVN24. W rozmowach z politykami jest mnóstwo cynizmu, a w 'X Factor' zwyciężają jednak emocje. A ja nie jestem facetem, który te emocje okazuje. Musiałem się tego nauczyć. Teraz przed kamerą jest już Kuźniar, który nie udaje Gąsowskiego, Prokopa czy Hołowni.

Produktem ubocznym udziału w programie jest wysyp tekstów na pana temat.

Reklama

- Kiedy dostałem tę propozycję, zastanawiałem się, co powiedzą ludzie. Aż wreszcie dotarło do mnie, że to nie ma znaczenia. Trzeba dbać o siebie, próbować nowych rzeczy. Nie koncentrowałem się na wątkach pobocznych, na tym, że będą za mną chodzić paparazzi i przeczytam o sobie stek bzdur. A okazało się, że momentami są to rzeczy bardzo bolesne. Ale taka jest cena tego zawodu. Najbardziej denerwujące było to, że kiedy jeszcze program się nie zaczął, niektórzy już mnie złożyli w telewizyjnym grobie.

Jestem ciekawa, jak pana udział w programie komentują politycy? Bo w rozmowach z nimi jest pan dość złośliwy i nie waha się przecież wytykać im błędów, a czasem nawet wyśmiać...

- Tylko raz poseł Adam Hofman powiedział do mnie, że teraz jestem celebrytą, więc się pokłóciliśmy, bo nie lubię, kiedy ktoś mnie bez powodu obraża.

Przez lata pracy w TVN24 dorobił się pan już politycznych wrogów?

- Kiedyś mieliśmy ciche dni z posłem Girzyńskim, bo próbował nam ustawiać ramówkę, wytykając, że nie transmitowaliśmy ważnego wydarzenia - chyba zjazdu Rodzin Radia Maryja. Trochę też pogniewał się na mnie poseł Brudziński, ale to epizody. Z tego, co wiem, nie jestem na żadnej czarnej liście. Chyba że u Kingi Rusin... To mnie nawet bawi, bo kiedy skrytykowałem jej książkę, nikt na to nie zwrócił uwagi. A kiedy zacząłem prowadzić 'X Factor', nagle wszyscy sobie o tym przypomnieli. Ale konfliktu żadnego między nami nie ma, bo choć pracujemy w jednej firmie, to nie jemy wspólnych obiadów w niedzielę. Ot, kolega skrytykował koleżankę. Ja bym na tym skończył, ale widzę, że czasem się nie da.

Miała prawo panu odpowiedzieć.

- Pewnie tak. Ale ona wciąż odpowiada. Echo, na dłuższą metę, głupio brzmi.

To prawda, że Rusin zablokowała pana awans do "Faktów"?

- Z całym szacunkiem, nie wydaje mi się, by Kinga miała taki wpływ na Kamila Durczoka, by mu mówić, kogo ma zatrudniać.

A chciałby pan tam pracować?

Jak każdy młody chłopak, chciałbym. Ale na to trzeba sobie zapracować. 'Fakty' to inny charakter programu, przynależny ludziom, którzy już coś w życiu zrobili, a ja jestem dopiero w połowie drogi. Jeszcze trochę muszę popracować o świcie.

No właśnie - nie znudziło się panu wstawać w nocy?

- Mnie nie, ale dzisiaj miałem pierwszy dzień od dawna, kiedy mogłem sobie pospać i... obudziłem się o trzeciej w nocy. Mój organizm nie chciał już spać, więc co miałem zrobić? Wstałem.

Z Jarosławem Kuźniarem rozmawiała Ewa Gassen-Piekarska.

Chcesz obejrzeć swój ulubiony serial, film, teleturniej? Sprawdź nasz program telewizyjny - mamy na liście ponad 200 stacji!

Teleświat
Dowiedz się więcej na temat: życia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy